„Decadent” jest albumem, którego nie znajdziemy wśród oficjalnych wydawnictw Threshold. Płyta wydana w 1999 roku przez fan klub dostępna była tylko poprzez oficjalną stronę internetową zespołu. Niestety w pewnym momencie nakład się wyczerpał i „Decadent” stał się kolekcjonerskim sennym marzeniem. Pojawiał się co prawda przelotnie na znanych, światowych aukcjach internetowych jednakże cena dochodząca nawet do 40$ odstraszała nawet tych najbardziej zagorzałych fanów. Szczęśliwie płyta całkiem niedawno powróciła do Thresholdowego sklepiku i ponownie jest osiągalna za przyzwoite pieniądze :-)
Na pierwszy rzut oka „Decadent” wydaje się składanką utworów z całego okresu działalności Threshold i to niekoniecznie tych „the best” jednakże po bliższym przyjrzeniu się z zaskoczeniem stwierdzamy, że muzyka nie jest za bardzo znana lub brzmi zupełnie inaczej i tak faktycznie jest. Utwory nie są zestawione chronologicznie co daje wyśmienity efekt w postaci urozmaicenia materiału. Mamy również przegląd wszystkich wokalistów współpracujących z Threshold.
Damiana Wilsona możemy posłuchać w pięciu znakomitych utworach. „Intervention” sięga roku 1992, kiedy to zespół pojawiał się jedynie na kompilacyjnych składankach. Oryginalny track został cyfrowo zremiksowany z nagranymi na nowo gitarami. Doprawdy powalający utwór potwierdzający (jak uważa większość fanów), iż Wilsonowski okres śmiało można określić „zlotym”. Podobnie jest z prześlicznym „Mother Earth”. Gitary nagrano raz jeszcze dodając tu i ówdzie smakołyków w postaci klasycznych akordów. „Virtual Isolation” i „Exposed” z pamiętnego „Extinct Instinct” są wersjami radiowymi, odrobinkę krótszymi w porównaniu z trackami oryginalnymi. Zmieniono nieznacznie aranżację i jak zwykle pewne fragmenty gitar zostały nagrane powtórnie. Największym zaskoczeniem jest z pewnością nowa wersja „Paradox”, który stanowi ozdobę debiutanckiego „Wounded Land”. Nie ukrywam, iż ze zdziwieniem przecierałem uszy gdyż słyszymy tu muzykę...........dance:-) Okazuje się, że jest to muzyczny żart, rubaszne oczko puszczone przez zespół. Prawdę mówiąc brzmi to nawet ciekawie. Mimo dancowego beat’u gitary i wokal pochodzą z nagrania oryginalnego.
Ci, którzy lubili kolejnego wokalistę Threshold, Glynna Morgana odnajdą na „Decadent” pięć kawałków pochodzących oczywiście z czasów „Psychedelicatessen”. Radiową wersję „Sunseeker”, poważnie zremiksowaną wersję „Devoted” - specjalnie przygotowaną z okazji uruchomieniu fanklubu o tej samej nazwie, przepiękny, akustyczny „Lost”, który ukazał się tylko na japońskiej edycji „Psychedelicatessen”, nagrany prawie od nowa, powalający brzmieniem „Into The Light” oraz „He Is I Am” w wersji......drum&bass (sic!!!) z kompletnie przaranżowaną sekcją rytmiczną i klawiszami:-).
Głos Andrewa „Maca” McDermotta słyszymy tylko w dwóch utworach (dla niektórych na szczęście:-) Nic dziwnego. W końcu w czasie gdy wydano „Decadent” Mac nagrał z Thresholdami tylko jeden album – „Clone”. Mamy tu alternatywny (tzw.”urban version”) track „Voyager II” oraz akustyczną, niezła wersję „Change”, w której krystaliczne brzmienia nagrał Ion Salmon, ten sam, którego poważny wkład słyszalny był na „Wounded Land”. Należy przyznać, iż Mac doprawdy wypada nieźle w wersji „unplugged” co potwierdziło się ciepłym przyjęciem tegorocznego „Wireless”.
Cóż. Podkreślam po raz kolejny, że materiału zgromadzonego na „Decadent” słucha się wyśmienicie. Niby znany ale zupełnie inny. Lepiej brzmiący i zróżnicowany. Dla fana Threshold to pozycja nieomalże obowiązkowa. „Decadent” polecam również i tym, którzy nie znają Brytyjczyków. Płytę można w zasadzie traktować jako Threshold w pigułce, mimo , że znalazłoby się wiele innych, dużo lepszych utworów zespołu....