Dla mnie i pewnie nie tylko dla mnie, Red Sparowes to jeden z najciekawszych zespołów wśród obracających się w mocno już wyeksploatowanym stylu jakim jest post-rock. Już sam skład robi nieliche wrażenie, a wraz z nim w parze idzie także nietuzinkowa i stojąca na wysokim poziomie muzyka.
Dźwięki Red Sparowes cechowały zawsze inteligencja i wyrachowanie z jeden strony, z drugiej zaś bardzo organiczny, wciągający klimat. Na pewno nie jest to muzyka dla każdego, to raczej dźwięki wymagające, najczęściej mroczne i obrazujące raczej nie do końca pozytywne emocje. Bez wątpienia jednak jest to również muzyka w stu procentach pochłaniająca. No, przynajmniej w stu procentach pochłaniały wcześniejsze wydawnictwa Red Sparowes, bo z "The Fear Is Excruciating, But Therein Lies The Answer" sprawa wygląda nieco inaczej.
Na tegorocznym albumie w oczy rzuca się porzucenie tradycji nadawania poszczególnym kompozycjom tytułów na kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt słów, typu "Like The Howling Glory Of The Darkest Winds, This Voice Was Thunderous And The Words Holy, Tangling Their Way Around Our Hearts And Clutching Our Innocent Awe". Teraz tytuły są raczej krótkie i zwięzłe. Nie ma to jednak prawdopodobnie wpływu na muzykę, a ta, niestety, stała się chyba troszkę mniej atrakcyjna. Rzecz jasna, "The Fear Is..." trzyma wysoki poziom, niemniej nie ma tu aż tylu wciągających i charaktersytycznych motywów co na poprzednich albumach. Oczywiście, znajdziemy i tutaj sporo naprawdę dobrych zagrań czy riffów (moją uwagę przykuły zwłaszcza "A Mutiny" i "A Hail Of Bombs"). Jest to też album chyba troszkę mało charakterystyczny, a już na pewno mniej oryginalny niż "Every Red Heart Shines Toward The Red Sun", gdzie sporo było interesujących nawiązań, a przede wszystkim klimat był wprost nieziemski. "The Fear Is..." jest po prostu bardziej zwyczajnym albumem. To ciągle granie bardzo solidne, z najwyższej półki i bez wątpienia interesujące. Przyglądając się jednak dokładniej dotychczasowej dyskografii Red Sparowes, muszę jednak stwierdzić, że to mimo wszystko ich najsłabszy krążek.
Owszem, nie jest pozbawiony głębi, ciągle ma do zaoferowania sporo wciągającego, bardzo tęsknego i pełnego smutku klimatu, a także mnóstwo przemyślanego, muzycznego kunsztu. Brakuje jednak w tym przypadku tego muśnięcia geniuszu. No, może nie geniuszu, ale na pewno brakuje pierwiastka niepowtarzalności.