W momencie wydania "The Strength / The Sound / The Songs" Duńczycy z Volbeat zaproponowali stosunkowo świeżą mieszankę ukleconą z elementów mocno oldschoolowych. Z jednej strony, wrzucenie do jednego worka heavy metalu, rock'n'rolla i melodii rodem z lat 50. i 60. oraz country może nie wydawać się całkiem nowatorskim rozwiązaniem, z drugiej natomiast, receptura Volbeat, ze względu na wyważenie poszczególnych składników, okazała się czymś dotąd niespotykanym. Chyba jeszcze więcej zamieszania od debiutu zrobiła druga płyta, "Rock The Rebel / Metal The Devil", której formuła niewiele różniła się od poprzedniczki. Potem była płyta trzecia, czwarta...
Pora więc odpowiedzieć sobie na pytanie, jak długo raz wymyślony przepis będzie świeży i zaskakujący? No bo mi się wydaje, że Volbeat to trochę stał się więźniem swojej własnej muzycznej formuły. Coraz ciężej im wymyślić coś oryginalnego w ramach raz obranej ścieżki, dlatego zaczynają się nieco usilne poszukiwania świeżego powietrza. Stąd na "Beyond Hell / Above Heaven" takie wynalazki, jak choćby "Evelyn" z gościnnym udziałem Marka Greenway'a znanego z Napalm Death, lub również gościnny występ Mille Petrozzy z Kreator w "7 Shots". Udział obu tych panów, choć osobiście ich bardzo szanuję, jest tak potrzebny jak fotoradary na naszych pięknych drogach. Zwłaszcza growling w "Evelyn" jest jakimś niewybrednym żartem, który dodatkowo nie trzyma się w ogóle kupy. Tak samo o Petrozzie mogę co najwyżej powiedzieć, że jest, bo żadnej jakości nie wnosi. Generalnie rzecz biorąc, na tej płycie więcej jakby tradycyjnego metalu, weźmy właśnie wspomniany "7 Shots" czy hymnowy, ale przy tym bardzo sztampowy "A Warrior's Call".
Nie mogę jednak zaprzeczyć, że są na tej płycie rzeczy bardzo fajne. Najbardziej mi chyba odpowiada "Fallen", bo po prostu ma najlepszą melodię, ale oprócz tego nieźle wypada "A New Day" z niezwykle chwytliwym riffem, a także drugi w kolejności "Heaven Nor Hell". Nie najgorsze jest też otwarcie w postaci szybkiego "The Mirror And The Ripper", fajnie słucha się także wieńczącego całość "Thanks". Z drugiej strony natomiast, oprócz już wspomnianych pomyłek, nie kupuję zupełnie "16 Dollars", który brzmi, jakby robili sobie jaja sami z siebie.
Reasumując, "Beyond Hell / Above Heaven" ma kilka naprawdę niezłych numerów, jednak przy tym ilość nietrafionych eksperymentów czy rozwiązań jest chyba zbyt duża. Ta płyta zdecydowanie odstaje poziomem od niezwykle równych pierwszych dwóch albumów, a mam wrażenie, że te niepasujące elementy gryzą mnie do tego stopnia, że chyba chętniej wróciłbym nawet do średnio udanego "Guitar Gangsters & Cadillac Blood". Gdyby tak wywalić tych parę niepotrzebnych utworów...