Barceloński Exxasens to jeszcze projekt bardzo młody, którego narodziny przypadają na kwiecień 2007 roku. Rok później Jordi Ruiz (jedyny członek Exxasens) wydaje „Polaris”, album, który pokazał go jako twórcę ambitnego i stosunkowo oryginalnego, dzięki czemu w dość krótkim czasie zyskał nawet sporą popularność na MySpace. W tym roku, Exxasens przybywa z „Beyond The Universe”, a więc kolejną dawką niebanalnego rocka.
Ruiz na swojej drugiej płycie nie odszedł zbyt daleko od stylu ukazanego na debiutanckim krążku. Muzyka grana przez Exxasens to nadal w dużym skrócie post-rock, w większości instrumentalny, czerpiący też pewne inspiracje ze space rocka, art rocka, czasem także metalu. Parę utworów znajdziemy zarówno na „Polaris”, jak i na „Beyond The Universe”, jak mi się wydaje chyba nawet w tych samych aranżacjach. Pod tym względem więc Jordi Ruiz ewidentnie się nie postarał, łatając brak nowych wartościowych kompozycji starymi.
Przejdźmy do meritum. Jak już wspominałem, Exxasens zajmuje się niemal w całości instrumentalnym post-rockiem. Niemal, bo dwa utwory z „Beyond The Universe” to kawałki, w których znajdziemy partie wokalne. Mowa o „Por Que Me Llamas A Esta Horas” oraz zamykającym płytę „Stellar”, oba po hiszpańsku. O ile pierwszy z tych utworów, smutny i intrygujący, a przez to bez wątpienia wartościowy, to „Stellar” jest w zasadzie swego rodzaju zapchajdziurą. Damskie wokale są krótko mówiąc nieszczególne, zaś muzycznie chyba też niespecjalnie chciało się to dalej pociągnąć. Otwarcie płyty także nie zachwyca; „Sky In Red” jest utworem zbyt radosnym i prostym, a przez to nie do końca pasującym do charakteru całego albumu. Oprócz tego „Beyond The Universe” to muzyka wciągająca i stojąca na wysokim poziomie. Post-rock w wykonaniu Exxasens jest mocno gitarowy, choć niekoniecznie ciężki czy agresywny. To muzyka iście obrazowa, pełna przestrzeni i głębi, lubiąca się rozpłynąć, choć zamknięta raczej w krótkich formach. Często w tle pobrzmiewa subtelna elektronika, która nie kształtuje muzycznego krajobrazu, lecz co najwyżej lekko go zniekształca i rozmazuje, a przez to sprawia ciekawszym. Liczne zmiany tempa i motywów sprzyjają zagłębieniu się, a duża spójność pozwala odpłynąć wraz ze słyszanymi dźwiękami. Są momenty, kiedy Exxasens wręcz hipnotyzuje, bywa, że dosłownie niesie w głąb wytworzonych wizji. W każdym razie, te trzynaście kompozycji to spójny koncept, o wyraźnej linii przewodniej, której sens zależy jednak od luźnej interpretacji, aczkolwiek na pewno uderzający swoistym mrokiem i aurą tajemniczości.
Na koniec warto zwrócić uwagę na pewien polski akcent w postaci utworu „Copernicus” – jak widać Hiszpanie pamiętają o naszym astronomie. Nie zmieni to jednak faktu, że Exxasens zapewne nigdy nie zagra w Stoczni Gdańskiej, w przeciwieństwie do takiego Sabaton, którzy za jedną piosenkę mówiącą o polskich żołnierzach dostali nawet jakieś ordery. No cóż, jaki kraj, tacy bohaterowie. W każdym razie, post-rock w wydaniu hiszpańskim nie smakuje najgorzej.