Nie da się ukryć, iż scena norweska, wzorem szwedzkiej i fińskiej, jawi się fanom progresywnego metalu niczym tajemnicza grota, w której co rusz potknąć się można o diamenty oszałamiającej wręcz wielkości. To prawda – czasami posiadają one pewne artefakty, są topornego kroju i nierzadko pokrywa je mniej szlachetny kruszec. Wystarczy jednak rzut oka średnio wytrawnego progmetalurga aby dostrzec w nich materiał na brylant mogący z powodzeniem zdobić niejedną królewską kolię:-)
Już w latach osiemdziesiątych kapele takie jak TNT czy Conception kazały spoglądać z większym szacunkiem w stronę norweskich granic. Również w dniu dzisiejszym nazwy Ark, Atrox, Trivial Act, Divided Multitude czy Ram Zet nie brzmią obco w najodleglejszym nawet zakątku progmetalowego światka. Oczywiście należy także pamiętać o „boskim” Jornie Lande, który również legitymuje się norweskim rodowodem...
Jakieś dwa lata temu w me ręce wpadł debiutancki album nie znanego mi wcześniej norweskiego bandu Pagan’s Mind. „Infinity Divine”, bo taki nosiła tytuł owa płyta, okazała się produkcją budzącą wiele moich zastrzeżeń. Odrobinkę prymitywny thrash metal z delikatną dawką progresji raził wręcz ogólnym brakiem koncepcji i wielkim niedopracowaniem (mimo zacnego producenta jakim był gitarzysta TNT Ronny Le Tekro). „Infinity Divine” był albumem strasznie nierównym. Obok nielicznych zacnych kawałków (m.in.”A New Beginning”) na płycie roiło się wręcz od amatorskich knotów. Mało tego. Wokalista Nils.K.Rue (wyglądający prawie tak samo jak J.LaBrie w młodości:-) wyśpiewywał przeokropne linie melodyczne często balansując na granicy fałszu. Doprawdy byłem już bliski skrobnięcia recenzji zatytułowanej „Jak nie należy grać”. Odpuściłem sobie jednak owe złośliwości i najzwyczajniej w świecie postawiłem na Pagan’s Mind krzyżyk.
O najnowszej produkcji Pagansów „Celestial Entrance” dowiedziałem się z internetowych messageboardów zajmujących się progresywną muzą. Ze zdziwieniem czytałem peany wygłaszane na cześć Norwegów. Czyżby to był ten sam Pagan’s Mind z pechowej płyty „Infinity Divine”? Nie zważając na wcześniejsze uprzedzenia sięgnąłem więc po „Celestial Entrance”. Sięgnąłem, posłuchałem i...........kompletnie się w tej płycie zakochałem !!!! Wystarczyły zaledwie dwa lata żeby zespół przeszedł niewyobrażalną wręcz metamorfozę. Nie pozostało ani śladu po tamtym półamatorskim, średnio ciekawym bandzie. Głos wokalisty niby ten sam ale jakiś inny – żadnych boków, chwytliwe linie melodyczne, świetna technika i chórki. Muzyka również uległa rewolucyjnym zmianom – rasowy progmetal z niewielkimi wpływami thrash („Entrance: Stargate”), black („...Of Epic Questions”, „Dimensions of Fire”), power metalu („Dreamscape Lucidity”) oraz starego klasycznego grania w stylu Iron Maiden („The Seven Sacred Promises”). Oczywiście doszukując się analogi wykrzykniemy momentalnie – DREAM THEATER! Zresztą na okładce płyty zespół z rozbrajającą szczerością jako swoich mistrzów wymienia właśnie Teatr Marzeń tuż obok Rush i Queensryche. Rzecz jasna Pagan’s Mind daleko jest do rzeszy beznamiętnych DT-klonów. Norwegowie inspirowani sławnymi amerykanami potrafili stworzyć muzykę o ładunku emocjonalnym dalece przewyższającym (moim zdaniem) ostatnie produkcje „Dżem Sfeter”:-)
Album „Celestial Entrance” jest monolitem o znakomicie skonstruowanej fabule. Utwory idealnie wynikają jeden z drugiego prowadząc słuchacza przez tajemniczy świat starożytnych bogów. No właśnie. Mimo, że Celestial nie jest albumem konceptualnym sensu stricto to, jak można się domyśleć po analizie okładki, motywem przewodnim liryk są historie inspirowane twórczością Ericha Von Doenikena i kultowym już dziś filmem „Gwiezdne Wrota”. Nie ukrywam, iż ta tematyka jest mi również bliska co stanowiła dodatkowy przyczynek mojego zachwytu nad „Celestial Entrance”.
Ze wszystkich znakomitych utworów zamieszczonych na płycie na szczególną uwagę zasługują blisko dwunastominutowy instrumentalny „Back to the Magic of Childhood” oraz zamykający album „The Prophecy of Pleiades”. Pierwszy jest dwuczęściową suitą stanowiącą instrumentalną próbę zadumy nad ludzkim istnieniem. Utwór o świetnej dramaturgii, ciekawej aranżacji i niebywałej technice. „The Prophecy of Pleiades” jest utworem w dziwny sposób przypominającym dreamtheaterowy „Learning To Live”. Owe podobieństwo nie jest jednoznaczne. Dostrzegamy je dopiero po kolejnych odsłuchach – podobne frazy wokalne i nawet fragmenty tekstu. Nasuwa się w tym momencie pytanie czy te analogie są świadomym hołdem złożonym wspaniałemu utworowi Teatru Marzeń czy też zapożyczenia są wynikiem powiedzmy „przypadku” spowodowanego „oddziaływaniem podświadomości”.....nie wiadomo.
W tym miejscu należą się dwa słowa poświęcone muzykom Pagan’s Mind. Świetna sekcja rytmiczna w osobach panów Stiona i Steinara, która swoje szlify zdobywała nie byle gdzie tylko w legendarnym Trivial Act. Dalej brawa należą się młodemu wirtuozowi gitary Jornowi Viggo Lafstadowi grającemu bardzo przekonująco i świeżo. No i oczywiście wspomniany przeze mnie wcześniej wokalista Nils o fizjonomii „Serka” LaBrie ze swojego najlepszego okresu (czyt.I&W i Awake). W zasadzie Nils nie ma wokalu podobnego do Jamesa, może tylko chwilami podobnie wykańcza frazy i w podobny sposób operuje vibratem. Mam nadzieje, że na tym owe podobieństwa się kończą...
Słuchając „Celestial Entrance” zastanawiam się co było motorem tak poważnych zmian oblicza Pagan’s Mind. Producent (Fredrik Nordstrom – Hammerfall, Synergy,Dream Evil)? Możliwe. Ja jednak stawiam na olbrzymią pracowitość, upór i konsekwencję młodych Norwegów. Są oni znakomitym, pozytywnym przykładem dla wielu kapel, które może nie od razu sięgają po progmetalowe szczyty.
Dlaczego 9 punktów? Prosta sprawa. „Celestial Entrance” jest pozycją obowiązkową dla każdego szanującego się fana „progresywnego łomotu”.