Mała zaległość z ubiegłego roku, która warta jest zauważenia. Debiutancki album kołobrzeskiej formacji Time To Express istniejącej od pięciu lat. Muzycy mają już na swoim koncie sporo mniejszych i większych sukcesów (występy na festiwalach w Węgorzewie i Jarocinie, publikację nagrań na minimaxowych składankach Piotra Kaczkowskiego), no i przede wszystkim dwie własne płytki demo, recenzowany album oraz singiel, który ukazał się już po jego premierze.
Wydany dokładnie rok temu przez warszawską wytwórnię Big Blue Records krążek „Traffic Life” idealnie nadaje się na ten nadchodzący, wakacyjny czas, w którym słońce coraz częściej zagląda do naszych okien, a my bardziej odprężeni, mamy ochotę na posłuchanie fajnej, ciepłej muzyki, ze sporym melodyjnym potencjałem i niemałą przebojowością.
A takie są dźwięki serwowane przez Time To Express. Silnie zakorzenione w britpopie, czerpiące z coldplayowego smutku i radioheadowych klimatów. Powinny one także przypaść do gustu miłośnikom naszego Myslovitz.
Po raz pierwszy zetknąłem się z ich nazwą w czerwcu ubiegłego roku, kiedy to dotarła do mnie informacja o supportowaniu przez nich jednego z dwóch koncertów amerykańskich postrockowców z Constans. Chyba nieprzypadkowo, bowiem w ich muzyce także i ta szufladka się pojawia. Wystarczy posłuchać postrockowych gitar, gdzieś tak w czwartej minucie, „The Last One”, czy nawet kompozycji „Robot”, aby się o tym przekonać.
Dominują jednak pięciominutowe piosenki, rozmarzone, nostalgiczne, raz bardziej dynamiczne (przebojowy „Tysiąc Nowych Dni”, „The Last One”, wcale niejednorodny rytmicznie „Wampir”), innym razem stonowane, lekko snujące się („Traffic Life”, „This Is The End” „Enter Light”, „Ucieczka”, „Replay”). Time To Express zgrabnie balansuje na granicy inteligentnego popu i rocka, temu ostatniemu jednak zdecydowanie niżej się kłaniając.
Jak zwykle kontrowersyjnym zabiegiem okazuje się dwujęzyczność tekstów. Trzy z dziesięciu utworów zostały zaśpiewane w naszym ojczystym języku i choć nie przepadam za takimi rozwiązaniami, trzeba przyznać, że Tomasz Skierczyński, wokalista grupy, w obu wersjach wypada wiarygodnie, czerpiąc z wokalistów wspomnianych gdzieś wyżej grup, ale i na przykład z… Roberta Smitha.
W tym roku artyści mają zamiar wydać swój drugi krążek. Czekam ze sporym zaciekawieniem.