Indeed nie powinien być zupełnie obcy naszym uważnym czytelnikom. W tym roku miał okazję poprzedzać łódzki występ Comy, promujący jej najnowsze DVD „Live”, o którym mieliśmy nawet okazję pisać. To świeża krew na muzycznej mapie Polski, choć tę warszawską kapelę powstałą w 2009 roku tworzą muzycy, którzy już z niejednego pieca chleb jedli. Najbardziej znaną postacią jest Piotr „Posejdon” Pawłowski, mający na swoim koncie grę w takich grupach jak Closterkeller, John Porter Band i Mech. Za muzycznego obieżyświata można też uznać wokalistkę Aleksandrę Bojanowską, która jeszcze pod nazwiskiem Uznańska śpiewała z Enshrine, The Legacy, INN i z Syndromem Końca Stycznia.
Pierwszy raz usłyszałem ich podczas wspomnianego już łódzkiego koncertu, w trakcie którego zaprezentowali materiał z recenzowanej płytki i… gdy tylko odpaliłem ją po paru tygodniach, wszystkie numery wydały mi się już całkiem znajome… Znaczy się, muzyka Indeed ma przyzwoite melodie i nośny potencjał. Tak przy okazji, odpowiedzialny za nią jest basista, Alek Gruszka, zaś za warstwę liryczną, Bojanowska.
Co gra Indeed? Najprościej byłoby powiedzieć, że najzwyklejszego gitarowego rocka, z mocnym riffem, to tu, to tam, kontrastującym z żeńskim wokalem. Najbardziej energetyczne w zestawie są dwa otwierające całość numery - „Black Jack” i „Kim jesteś sam”. Pierwszy z nich, oparty na wyrazistym basie i przybrudzonej gitarze zwraca uwagę ciekawym refrenem, drugi, bardziej niejednorodny rytmicznie, okraszony delikatną elektroniką, uderza wściekle galopującą, rockandrollową jazdą, by później jednak w paru miejscach zwolnić. Zresztą od tej nieco delikatniejszej i bardziej okiełznanej strony ukazują Indeed następne trzy kompozycje. Choć w „Czy ja?” gitarki łoją solidnie, sama piosenka utrzymana jest w średnim tempie, a jej silnym punktem jest gitarowe solo. Z ”Kaprysem” i z pomieszczonym w nim bujającym, muzycznie nieco banalnym refrenem, muzycy mogliby spokojnie zawędrować do komercyjnych stacji radiowych, bo i długość numeru w sam raz a i nóżka zaczyna tupać. Zupełnie inną bajkę prezentuje ostatni „Dysonans” – patetyczna, wzniosła rockowa ballada…
Nie wiem, czy artyści ze swoją propozycją przebiją się gdzieś dalej, tym bardziej, że trudno ich oskarżyć o jakąś odkrywczość i nowatorstwo. Stylistyczny rozrzut też mają spory: od rockowej galopadki, poprzez „zalatujący komercją” radiowy przebój, po melodyjną balladę. Na pewno przy ich muzyce warto zatrzymać się na dłużej…