Zespół Death . Można powiedzieć o nim bardzo wiele lub po prostu ograniczyć się do jednego słowa - legenda. Realizując wizję swego charyzmatycznego lidera, Chucka Schuldinera, zespół przełamywał formy i schematy i wkraczał w dalekie obszary muzycznego świata, tworząc nową jakość. Jako wzorcowy przykład tej twórczości warto jest sięgnąć po album, nazywany niejednokrotnie najlepszym w ich twórczości. Mowa, rzecz jasna o ”The Sound Of Perseverance “.
Od pierwszych minut tego albumu wyczuwalna jest pewna subtelność tej płyty, coś, co nadaje jej jako całości koloryt i pewny posmak niepowtarzalności. Pomimo bycia przedstawicielem muzyki metalowej, utwory na albumie mają w sobie pewną lekkość i zarazem głębię. Łatwo słyszalna perfekcja rytmiczno-techniczna, częste zmiany tempa i bogata melodyka to znak rozpoznawczy tej płyty. Utwory są pozornie złożone kompozycyjnie jednak poszczególne ich partie układają się w spójną i harmoniczną całość, szybkie i krótkie wstawki gitarowe dodają im jazzowego polotu, tworząc muzyczny korytarz, którego lukę wypełniają dynamiczne gitarowe riffy. Wolniejsze partie przeplatają się z dynamicznymi fragmentami melodii, nie nużąc, a wręcz zaciekawiając i pozostawiając niedosyt , który sycą pomału kolejne utwory z płyty. Trudno jest mi powiedzieć, które utwory zasługują na szczególne uznanie na tym albumie, bo intencją Schuldinera było stworzenie jednolitego kompozycyjnie muzycznego tworu więc karkołomnym wyczynem byłoby go rozrywać na części pierwsze bez jakiejkolwiek utraty w bogactwie brzmieniowym.
Utwory takie jak "Spirit Crusher" i "Scavenger Of Human Sorrow" porywają swoimi melodyjnymi partiami, sprawiając, że mimowolnie głowa sama się kiwa w rytm muzyki. Muzyka metalowa wcale nie musi być oklepana, monotonna, a co najważniejsze – przewidywalna. Muzyka sama w sobie porywa za sobą słuchacza, ciągnąc go w muzyczną podróż . I ta podróż kończy się wraz z końcem płyty, jednak pozostawia coś za sobą.
Chęć by wrócić do tej płyty za jakiś czas i znów odkrywać to, co w niej jest zawarte. Takie tajemnice chce się odkrywać sukcesywnie raz za razem a i tak pozostaną jakieś niedopowiedziane kwestie. Muzyka to jedna strona tej kompozycji, drugą częścią i dopełnieniem jej jest są teksty .Chuck przybiera w nich rolę bacznego obserwatora otaczającej nas rzeczywistości i wnikliwie opisuje rozpad wartości i świata dnia powszedniego, podkreślając przy tym rolę pozytywnych uczuć jako istotnej wartości.
Wielką ciekawostką płyty jest instrumentalny utwór „Voice Of The Soul” grany na gitarach akustycznej i elektrycznej. Partie gitarowe bardzo spójnie się ze sobą przeplatają tworząc trudny do zapomnienia efekt. Słuchając tego kawałka nabiera się wrażenia, że od pewnego momentu nabiera on głębszego znaczenia, będąc tytułowym „Głosem Duszy”. Album wieńczy „Painkiller” , cover słynnego zespołu Judas Priest. Zagrany brawurowo, z przykopem i bez jakiejkolwiek utraty potencjału i zadziorności, jaką w sobie posiada. W kwestii ogółu kompozycji albumu można powiedzieć jedno - jest to płyta, do której się wraca wielokrotnie. Chociażby po to, by odtworzyć to wyjątkowe wrażenie jakie buduje cały album
Podsumowując, metal nie musi być nudny. Nie musi też być przewidywalny. O tej płycie całe szczęście nie można powiedzieć tych dwóch rzeczy. O tym albumie zawsze mówiło się wiele i co najważniejsze, opinie są rozmaite od skrajnie pozytywnych, po nieprzychylne. Niektórzy zarzucają mu zbytnio „rozdmuchaną” progresję muzyczną, dalekie odejście od formy gatunku muzyki metalowej, zwyczajne przekombinowanie, co ponoć ma sprawiać trudności w odbiorze muzyki z albumu. Kontrowersje nigdy nie działają na niekorzyść utworu, bo jak powiedział kiedyś człek mądry - o dziele można mówić dobrze lub źle ale najgorsze, co można zrobić, to nie powiedzieć nic i zachować obojętność. Ja wobec tego dzieła, jakim niewątpliwie jest „The Sound Of Perserverance” nie potrafiłbym przejść obojętnie nawet gdybym chciał . Płyta ta jest zwieńczeniem twórczości zespołu Death i zawsze będzie jego opus magnum i swoistą perełką w dorobku progresywnego metalu.