Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
23.11.2009
(Recenzent)
Kosmos — Vieraan Taivaan Alla
Mówiąc szczerze, nie miałem ochoty nawet tej płyty słuchać. Naczelny wcisnął mi ją na siłę, to obiecując złote góry, a to grożąc dyscyplinarnym wywaleniem z roboty. Nie miałem ochoty się nią zajmować, bo poprzednia mi się po prostu nie podobała. Była jakaś taka bez wyrazu, mdła jakaś… Najnowsza również nie porywa. Tylko ona nie jest od porywania, ona jest od bycia ładną. Ale nie tylko.
Progresywny folk czy folkowy progressive ma być ładny z założenia. Z założenia opiera się głównie na ładnych melodiach, a wszystko inne to tylko dodatki. Wystarczy posłuchać sobie Renaissance, tam tego znajdziemy bardzo dużo. Chociaż akurat to nie jest zbyt fortunne porównanie. Bardziej trafnie można byłoby Kosmos porównać na przykład do White Willow, albo ich rodaków z Viima (ale przed ostatnią metamorfozą w grupę reg-prog-rockową), chociaż akurat te zespoły są bardziej progresywne. Ewentualnie jeszcze brytyjski Gryphon tak gdzieś od trzeciej płyty w górę, kiedy postanowili urozmaicić swój nieco siermiężny folk.
Album podzielony jest na dwie części, pierwsza to pięć krótkich , dość urokliwych piosenek, a druga to dwie dłuższe kompozycje. Jeżeli miałbym jakieś zastrzeżenia, to do pierwszej części płyty – te kompozycje są ładne, ale nie jest to coś zapierającego dech w piersiach, historia folk rocka na lepsze. Za to druga część, na którą składają się dwie dłuższe kompozycje, „Tuulisina Päivinä” i “Vieraat Saapuvat”, jest bardzo dobra. Kosmos dosyć mocno wychodzi tutaj poza ramy swojego stylu, bo jak na grupę prog-folkową szczególnie dużo progu, ani folku tutaj nie uświadczy. To uczciwa, zaćpana porządnie psychodela, tu i ówdzie poprzetykana dźwiękami w stylu klasycznego King Crimson. Kłania się nisko koniec lat sześćdziesiątych. I może troszeczkę początek siedemdziesiątych. Dobrze by było, gdyby się właśnie takich rzeczy trzymali, bo im to najlepiej wychodzi, a prog-folk traktowali jako kierunek poboczny, ewentualnie urozmaicenie. Albo próbowali to wszystko bardziej połączyć – coś trochę podobnego udało się Viimie na swoim debiucie.
W sumie „Vieraan Taivaan Alla” okazało się zupełnie dobrym i ciekawym krążkiem, i na szczęście obcowanie z nią nie było klasyczną, recenzencką orką na ugorze. Gdyby pierwsza część była tak dobra, jak druga – osiem gwiazdek jak obszył. A tak siedem, za to z plusem.