Po trasie koncertowej promującej znakomicie przyjęty przez publiczność i krytykę album Frances the Mute (status Złotej Płyty w USA), zespół The Mars Volta zajął się tworzeniem materiału na Amputechture. Album ten, trzeci w studyjnym dorobku formacji z El Paso, z jednej strony potwierdza zamiłowanie zespołu do tworzenia połamanych, nieposkromionych wręcz kompozycji będących jego osobistym przedefiniowaniem pojęcia „rock progresywny”. Z drugiej zaś strony w dużym stopniu pokazuje, że tym samym formacja Bixlera-Zavaly i Rodrigueza-Lopeza bliska jest zamknięcia się w stworzonej przez siebie pułapce.
Wniosek taki pojawia się po zaznajomieniu z materiałem dość szybko. Dlaczego? Otóż, słuchając Amputechture można odnieść wrażenie, iż The Mars Volta, uskrzydlony sukcesem poprzedniego albumu, niejako postanowił podążyć muzyczną ścieżką niedaleką od tej wytyczonej przez muzykę z Frances the Mute. Żeby jednak oddać sprawiedliwość Omarowi Rodriguezowi-Lopezowi, autorowi całości zawartej na płycie muzyki, kompozycje składające się na Amputechture dalekie są jeszcze od auto-plagiatu. Skojarzenia z konkretnymi utworami z poprzedniczki jednakże nasuwają się same. Tetragrammaton, choć nieco dłuższy, w swojej budowie przypomina Cygnus…Vismund Cygnus, Vermicide bez skrupułów można by zestawić z The Widow, chwytliwe, mocne, śpiewane i po hiszpańsku, i po angielsku Viscera Eyes z podobnego charakteru L’Via L’Viaquez, natomiast w utworze Meccamputechture, nie sposób nie doszukać się ewidentnych podobieństw z rozimprowizowanym środkiem suity Cassandra Gemini, zamykającej poprzedni album.
Samo wynajdywanie na Amputechture kompozycji w wyraźny sposób nawiązujących muzycznie do poprzedniczki uwłaczałoby jednak jej muzycznej wartości. Wspomniany Tetragrammaton, choć oparty na bardzo podobnej strukturze rozbudowanego, progresywnego utworu, intryguje jeszcze bardziej. Wydaje się, iż The Mars Volta, niejako przeprowadziwszy na słuchaczach chrzest bojowy notabene niełatwym w odbiorze materiałem z Frances the Mute, w swym nieskrępowaniu idzie jeszcze o krok dalej, jeszcze mocniej komplikując wielowątkowe, pozornie chaotyczne fragmenty albumu (wśród nich Tetragrammaton i Day of the Baphomets). Konsumpcja owych, nie ukrywam, ciężkostrawnych muzycznych dań sprawia jednak wiele przyjemności, którą w skrócie można by określić uczuciem „balansowania na granicy tego, co jeszcze dozwolone, smaczne i bezpieczne oraz tego, co już odrzucające”. Balansowania, pozwolę sobie dodać, z sercem w gardle.
Tak gęsta i skomplikowana muzyka, jaką uraczyli nas The Mars Volta na Amputechture, nie obyłaby się jednak bez utworów spokojniejszych, niejako rozładowujących tę burzę dźwięków, z którą obcuje słuchacz. Rodriguez-Lopez jednakże, w przeciwieństwie do debiutanckiej De-Loused in the Comatorium oraz Frances the Mute nie ograniczył się w tym względzie do działania jednego spokojnego utworu i syntezatorowego „sound manipulation”. Poza uroczym, hiszpańskojęzycznym Asilos Magdalena, umieszczonym w samym centrum tej zgiełkowej muzycznej opowieści, pojawiają się Vicarious Atonement i El Ciervo Vulnerado – dość „leniwe”, ale zarazem pełne tajemniczych i niepokojących dźwięków kompozycje spinające klamrą ową muzyczną opowieść.
Choć na Amputechture nie brakuje pomysłów znanych z poprzedniego albumu The Mars Volta, płyta ta jest jednak doskonałym dowodem na to, iż zespół ten idzie na całość, przy czym może naprawdę wiele. Jednakże Amputechture II, czy, jak mogli by wyrazić się złośliwi - Frances the Mute III, byłoby już przekroczeniem tej cienkiej granicy, do której zespół w niebezpieczny sposób zbliżył się na Amputechture. Na szczęście wydana w 2008 roku płyta The Bedlam in Goliath, prezentująca już nieco odmienną, choć równie szaloną muzykę, pokazuje, iż zbliżenie się do wspomnianej cienkiej granicy na Amputechture było raczej przejawem wyczulonej intuicji artystów, którzy świadomi są tego, na jak wiele mogą sobie pozwolić w swego rodzaju grze ze słuchaczami.
Po trasie koncertowej promującej znakomicie przyjęty przez publiczność i krytykę album Frances the Mute (status Złotej Płyty w USA), zespół The Mars Volta zajął się tworzeniem materiału na Amputechture. Album ten, trzeci w studyjnym dorobku formacji z El Paso, z jednej strony potwierdza zamiłowanie zespołu do tworzenia połamanych, nieposkromionych wręcz kompozycji będących jego osobistym przedefiniowaniem pojęcia „rock progresywny”. Z drugiej zaś strony w dużym stopniu pokazuje, że tym samym formacja Bixlera-Zavaly i Rodrigueza-Lopeza bliska jest zamknięcia się w stworzonej przez siebie pułapce.
Wniosek taki pojawia się po zaznajomieniu z materiałem dość szybko. Dlaczego? Otóż, słuchając Amputechture można odnieść wrażenie, iż The Mars Volta, uskrzydlony sukcesem poprzedniego albumu, niejako postanowił podążyć muzyczną ścieżką niedaleką od tej wytyczonej przez muzykę z Frances the Mute. Żeby jednak oddać sprawiedliwość Omarowi Rodriguezowi-Lopezowi, autorowi całości zawartej na płycie muzyki, kompozycje składające się na Amputechture dalekie są jeszcze od auto-plagiatu. Skojarzenia z konkretnymi utworami z poprzedniczki jednakże nasuwają się same. Tetragrammaton, choć nieco dłuższy, w swojej budowie przypomina Cygnus…Vismund Cygnus, Vermicide bez skrupułów można by zestawić z The Widow, chwytliwe, mocne, śpiewane i po hiszpańsku, i po angielsku Viscera Eyes z podobnego charakteru L’Via L’Viaquez, natomiast w utworze Meccamputechture, nie sposób nie doszukać się ewidentnych podobieństw z rozimprowizowanym środkiem suity Cassandra Gemini, zamykającej poprzedni album.
Samo wynajdywanie na Amputechture kompozycji w wyraźny sposób nawiązujących muzycznie do poprzedniczki uwłaczałoby jednak jej muzycznej wartości. Wspomniany Tetragrammaton, choć oparty na bardzo podobnej strukturze rozbudowanego, progresywnego utworu, intryguje jeszcze bardziej. Wydaje się, iż The Mars Volta, niejako przeprowadziwszy na słuchaczach chrzest bojowy notabene niełatwym w odbiorze materiałem z Frances the Mute, w swym nieskrępowaniu idzie jeszcze o krok dalej, jeszcze mocniej komplikując wielowątkowe, pozornie chaotyczne fragmenty albumu (wśród nich Tetragrammaton i Day of the Baphomets). Konsumpcja owych, nie ukrywam, ciężkostrawnych muzycznych dań sprawia jednak wiele przyjemności, którą w skrócie można by określić uczuciem „balansowania na granicy tego, co jeszcze dozwolone, smaczne i bezpieczne oraz tego, co już odrzucające”. Balansowania, pozwolę sobie dodać, z sercem w gardle.
Tak gęsta i skomplikowana muzyka, jaką uraczyli nas The Mars Volta na Amputechture, nie obyłaby się jednak bez utworów spokojniejszych, niejako rozładowujących tę burzę dźwięków, z którą obcuje słuchacz. Rodriguez-Lopez jednakże, w przeciwieństwie do debiutanckiej De-Loused in the Comatorium oraz Frances the Mute nie ograniczył się w tym względzie do działania jednego spokojnego utworu i syntezatorowego „sound manipulation”. Poza uroczym, hiszpańskojęzycznym Asilos Magdalena, umieszczonym w samym centrum tej zgiełkowej muzycznej opowieści, pojawiają się Vicarious Atonement i El Ciervo Vulnerado – dość „leniwe”, ale zarazem pełne tajemniczych i niepokojących dźwięków kompozycje spinające klamrą ową muzyczną opowieść.
Choć na Amputechture nie brakuje pomysłów znanych z poprzedniego albumu The Mars Volta, płyta ta jest jednak doskonałym dowodem na to, iż zespół ten idzie na całość, przy czym może naprawdę wiele. Jednakże Amputechture II, czy, jak mogli by wyrazić się złośliwi - Frances the Mute III, byłoby już przekroczeniem tej cienkiej granicy, do której zespół w niebezpieczny sposób zbliżył się na Amputechture. Na szczęście wydana w 2008 roku płyta The Bedlam in Goliath, prezentująca już nieco odmienną, choć równie szaloną muzykę, pokazuje, iż zbliżenie się do wspomnianej cienkiej granicy na Amputechture było raczej przejawem wyczulonej intuicji artystów, którzy świadomi są tego, na jak wiele mogą sobie pozwolić w swego rodzaju grze ze słuchaczami.