1. Memoria Speculi 2. Inquietum Est Cor 3. Susurrones 4. Abyssus 5. Ad Solum Solitudinis Cadens 6. Osculetur 7. Ultimus Splendor 8. Inperayritz 9. Fuga E Me Ad Te 10. Quis Locus Est 11. Pueri Infinitae Impotentiae 12. Pavane 13. Tandem Lux Advenit 14. Lux Umbra Dei 15. Locus Occultationis 16. Magnificat 17. Invisibile bellum 18. De Profundis 19. Amnis Principii Et Finis 20. Epilog
Całkowity czas: 61:08
skład:
Ewa Domagała - wokal, Marek Domagała – gitara, Henryk Kasperczak - lutnia, teorba, Kacper Stachowiak - perkusja, Łukasz Kulczak – gitara i Szymon Guzowski - gitara basowa
Dłużej, niż można było się spodziewać, przyszło nam czekać na pierwsze pełnometrażowe dzieło Amaryllis. Pod naszymi recenzjami EPki „Prologos” widnieją jeszcze daty z pierwszej połowy 2007 roku. Czyli grubo ponad dwa lata wyczekiwania! Ale nawet tak długi okres nie dał mi zapomnieć o tej formacji. Myśląc o ciekawych zjawiskach na polskiej scenie, Poznaniacy ciągle gdzieś tam mi po głowie chodzili. I tak czekałem, czekałem, aż w końcu doczekałem się – światło dzienne ujrzał właśnie ich debiutancki album „Inquietum Est Cor”. Dużo czekania – duże wymagania?:) Jak najbardziej…
Amaryllis reklamowany jest jako zespół łączący stylistycznie stare z nowym – muzykę dawną z rockiem progresywnym. Trzeba przyznać, że to ciekawy, oryginalny, ale też bardzo trudny do zrealizowania zabieg… No i zapewne trudny w odbiorze, chociaż było to jakiś czas temu modne (na pewno pamiętacie jak Gregorian śmigał po stacjach radiowych). Wspomniany wcześniej mini-album „Prologos” zapadał w pamięć przede wszystkim przez swą oryginalność. O samej muzyce powiedzieć wiele było ciężko, bo kiedy zaczynała cieszyć – kończyła się. Pozostawał tylko efekt zaskoczenia. „Lutnia, średniowieczny hymn żaków,… ŁAŁ!” i tyle. Na tym tle „Inquietum Est Cor” prezentuje się całkiem inaczej. Abstrahując już od tej całej koncepcji i stylowych kolizji – jest to po prostu kawał pięknej i rewelacyjnej muzyki. Innymi słowy… Forma nie przerosła treści.
Zdziwiłem się troszeczkę kiedy zobaczyłem tracklistę. Dwadzieścia utworów ułożonych w formie przeplatanki długi-krótki-długi-krótki. Te krótkie (od 19 sekund do minuty) nazwałbym przerywnikami, ale termin ten jakoś tak źle się kojarzy, a te sekundki robią bardzo wiele. Oprócz tego, że spajają cały album i tworzą klimat, to jeszcze niewątpliwie dodają muzyce wyrazu. Memoria Speculi brzmi jak początek jakiegoś bliżej nieokreślonego filmu. Początek niczym kompozycje Joe’a Hisaishi (zwłaszcza z czasów pracy z Takeshim Kitano), później przez chwilkę „Czas apokalipsy” (przez ten helikopter). Gładkie przejście w tytułowy… i już jesteśmy w progresywnym średniowieczu. Hipnotyzujący śpiew Ewy Domagały, ostre power chordy gitarowe, klawisze, lutnia. Kontrastujące miodzio. Kolejny przerywnik – całkiem inny. Stukanie w klawiaturę, bełkot telewizji i nagle muzyka znów porywa w pradawne dzieje. Teraz już łatwo zrozumieć powód takiego układu – konfuzja słuchacza. Nie dość, że ciągle przemieszczamy się w czasie za pomocą instrumentów, to jeszcze przez klimat. Powiem tylko, że wychodzi to Amaryllisom... Aż za dobrze:)
Ale nie każdy utwór jest tak stricte eklektyczny. Momentami muzyka gubi swój reklamowany koncept. I bardzo dobrze! Najgorszą rzeczą jest zamykanie się we własnej formie, a tutaj nie czuć tego wcale. Muzyka wydaje się być bardzo naturalna. Nic wymuszonego. Żadnego wciskania na siłę staroci, gdzie nie trzeba, a z drugiej strony nie oszczędzanie w nowoczesnych środkach przekazu muzycznego. Oj smaczków jest tutaj mnóstwo. Przy tak bogatych aranżacjach nie sposób się nudzić.
To może podam jakieś moje ulubione kompozycje… Pomyślmy… Osculetur jest przepiękne. Lutnia, winylowy szum i cudowna melodia. Na dodatek tekst zaczerpnięty z Pieśni nad pieśniami. Warto też bliżej przyjrzeć się Lux Umbra Dei . Magia! Co jeszcze… Ostatni kawałek. Na pewno coś przeoczyłem. I znów trzeba wykorzystać tekst tak często używany w recenzjach na ArtRocku, że już nie wiem jak to ubrać w słowa. „Inquietum Est Cor” najlepiej smakować w całości. Tylko wtedy poczuć można jak muzyka zabiera nas wstecz… Chociaż co do tego „wstecz” nie mam pewności. Po prostu przenosi w inne światy i oczarowuje.
Chwalę, chwalę, chwalę, a przyczepić się do niczego nie zamierzam? Teoretycznie mógłbym, bo są tutaj momenty mniej przypadające mi do gustu. Może początek De Profundis… Ale później jest rewelacyjnie. Jednak żaden taki moment nie jest całym utworem. Zatem zapomnijmy o tym. Świetnie się tego albumu słucha, a to najważniejsze.
Dwa i pół roku temu nie myliłem się, że z Amaryllis „będą ludzie”:-) Nie wpadli w żadne pułapki zastawiane przez pomysł na muzykę. „Inquietum Est Cor” to jedna z najciekawszych płyt tego roku – polskich i światowych… Przemyślana, dopieszczona, z nutką fantazji i przede wszystkim tym niepowtarzalnym, „wędrującym” klimatem...