Nazywam się Jacek Łaszczok Stachursky
Urodziłem się dwudziestego stycznia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego szóstego roku
Jestem Żółtą Magnetyczną Gwiazdą, która otacza centralny, zielony Zamek Symbolizacji
Przewodnikiem mi Żółty Samoistny Człowiek
Jestem otwarty dla wyższych wymiarów…
I przekraczam granice wyobraźni!
Tworzę piękno i harmonię - gdziekolwiek się pojawię
Po mojej prawicy zasiada czerwony, Galaktyczny Wędrowiec
Po mojej lewicy – niebieska, wiodąca Moc
Przez życie prowadzi mnie białe, Rytmiczne Zwierciadło…
Witajcie w moim świecie!
Bawcie się i cieszcie razem ze mną…
Jam jest 440… i 4!
Zupełnie nie wiem, dlaczego jeszcze nikt nie napisał o murowanym kandydacie do miana płyty roku 2009. Wszak to dzieło nowatorskie, kompletne, złożone, przecierające nowe szlaki i łamiące wszelkie możliwe bariery. Czerpiąc z klasyków gatunków dance, progressive bauns, psychodelic techno i experimental pop, proponuje własne rozwiązania i nieszablonowe buddyjskie ścieżki, nieznane normalnym śmiertelnikom. Autor hitu "Chłosta" i inspirator popularnego ostatnio ruchu "kamieniem go bez kitu" stworzył dzieło kompletne, daleko wykraczające poza możliwości percepcyjne przeciętnego słuchacza.
Początek płyty może wydawać się znajomy. Pierwsze 6-7 utworów to powrót do korzeni twórczości Jacka - miłosne ballady i hymny ku chwale życia podparte świetnymi bitami to przecież znak firmowy tego artysty. Można pomyśleć, że to po prostu kolejny znakomity album który warto nabyć. Ale to nie wszystko. Jacek nieco nas oszukał, bo na koniec zostawił kilka killerów, które odsłaniają jego nowe kosmologiczno-filozoficzne oblicze. Mocne, rytmiczne uderzenia bitu wprowadzają nas w trans. Ballady ustępują miejsca niepokojącemu, dusznemu, psychodelicznemu klimatowi. Czuć tu wyraźnie inspiracje klasykami w postaci Jean-Michela Jarre, Klausa Schulze, Tangerine Dream, czy Nine Inch Nails - złowrogie dźwięki i głęboka, nie dająca spokoju melorecytacja Jacka zwiastuje coś niesamowitego. Począwszy od megahitu "Dosko" (kamień milowy polskiego psycho-transu) aż do końca drugiej płyty (chodzi o edycję rozszerzoną, bo tam Stachursky ukrył swoje najbardziej zdumiewające dzieła) mamy do czynienia z elektronicznym absolutem. Trzeba także powiedzieć o nawiązaniach do twórczości mistrzów electro - (choćby Prodigy czy Chemical Brothers), drum'n'bass (np. Pendulum), idm (Autechre, Aphex Twin!) czy przede wszystkim progressive trance (Armin van Buuren, ATB, Tiesto). Śmiało można jednak powiedzieć, że uczeń przerasta powoli mistrzów, bo bity, sample i podkłady zawarte na "2009" to coś, czego inni artyści mogą Jackowi (i jego zespołowi) zazdrościć. Psychodeliczna, mistyczna podróż w nieznane, na jaką zaprasza nas MISTRZ CEREMONII, to coś w czym trzeba wziąć udział.
Osobnym wątkiem jest część liryczna płyty. Jak pisałem, dla zmylenia, a może dla zaspokojenia starych fanów, na początku mamy do czynienia z kilkoma interesującymi, wartościowymi, acz niezbyt szokującymi historiami. Już w "Jestem Panem Świata" Stachursky zaczyna zdradzać swoje kosmopolityczne i despotyczne przekonania. Chodzi oczywiście o panowanie nad światem muzyki spod znaku psycho-tech. Następnie w "Zabierz mnie Stąd" oczyszcza atmosferę, wprowadza dobrą energię i aurę, przygotowuje nas na nadchodzącą podróż ("Niech wszelkie złe wibracje nie mają do Ciebie iskierko żadnego dostępu, niech wrócą do źródeł z których wyszły nie czyniąc Ci nic złego. Zamykam Twoją aure przeciw wszelkim szkodliwym negatywnym czynom. Żyj w pokoju szczęściu radości i błogosławieństwie wszech czasy"). Następujące po tym "Dosko" to już Stachursky-Szaman, operujący słowami-kluczami, metaforami i astralnymi pojęciami. Nie będę zdradzał znaczenia tych symboli, każdy musi przebyć tą podróż osobiście. W "Bądź Gotów" wytęża wzrok i umysł, odrzuca strach i emocje, opanowuje ciało a następnie łączy się myślami ze mitologicznymi bóstwami, starożytnymi filozofami, prorokami, renesansowymi artystami i szarlatanami. Jest to nic innego jak swoista muzyczna inwokacja, czyli rozbudowana apostrofa otwierająca utwór, w której autor zwraca się do muzy, bóstwa lub duchowego patrona z prośbą o natchnienie, pomoc w tworzeniu dzieła. Napełniony boską chwałą, połączony z przodkami i pojednany z kosmosem, Jacek wyraża swoje pacyfistyczne oblicze ("Nadejdzie taki dzień"), następnie napełnia nas energią spoza naszego wymiaru używając mitologicznych słów-kluczy ("korba, jazda, amok, chłosta, dopał, rwanie, baza, i zgon") a na koniec serwuje epilog. Muzyczny mnich, jakim jest Stachursky, w myśl życiowej mantry "psychodelic chłosta D.F.M.I. MMX", opisuje w nim co widzi, co czuje i kim jest, przekraczając granice niedostępne szaremu człowiekowi. Frazę tą zawarłem na początku tekstu. W tym momencie słuchacz osiąga nirwanę - bardzo zaawansowany poziom urzeczywistnienia.
Przeżyłem to wszystko słuchając tego albumu - zupełnie na trzeźwo i bez wspomagania. Nie od dziś wiadomo przecież, że TYLKO SŁABI GRACZE BIORĄ DOPALACZE. Zostałem w pełni uświadomiony - status złotej płyty dla "2009" to dla mnie teraz oczywistość.
W roku 2012
nadejdzie początek nowej ery.
Przyszłość nie jest zdeterminowana.
Wiele jednak zależy od ludzkich intencji
co do biegu i kształtu wydarzeń...
Bądź czujny.