Czekało się. Oj czekało się. Liczyło na dni… no dobra niekoniecznie, ale z całą pewnością wypatrywało się newsów świadczących, że nowa płyta The Whitest Boy Alive będzie zaraz zaraz. I co? No i jak już się pojawiła, to co? Kręciło się nosem…
Rules jest z całą pewnością inną płytą, niż wydane w 2006 roku Dreams. Ani nie gorszą, ani nie lepszą – taki wniosek nachodzi człowieka niezbicie, gdy już podsumował wszystkie plusy dodatnie i plusy ujemne. Niby jest płytą taką samą, jak debiut, a jednak inną. Dlaczego? Bo właściwie grupa korzystając wyłącznie ze sprawdzonych na debiutanckim albumie patentów nie proponuje nic nowego. Brzmi tak samo lekko, tak samo melodyjnie, eksplorując przy okazji akweny muzyczne już wcześniej zaanektowane za sprawą Dreams. Inną? Cóż, pozorność powielania schematów pojawia się przy początkowym słuchaniu nagrań z Rules. Gdy słuchać zagłębi się bardziej w dźwięki serwowane przez The Whitest Boy Alive, okazuje się, że w tych nagraniach nadal jest świeżość. Jest orzeźwiające, przyjemne brzmienie, pełne słonecznych bezstresowych popołudniowych chwil, nie wymagających specjalnego skupienia. Ot, kawa, szum morza, zimny drink i wyzerowanie pospiechu.
Cały zespół prezentuje się niezwykle równo. Nie zaobserwujemy tu dominacji którejkolwiek z osobowości – nikt nie ciągnie tego kawałka czerwonego sukna w swoją stronę. Raczej słychać pełną współpracę i zaangażowanie w brzmienie całej grupy. Byłoby się jednak niesprawiedliwym, gdyby nie odnotowało się znakomitego (phi, przecież on tak zawsze ma) śpiewu Erlenda Øye. Generalnie ma się słabość do tego artysty. Od czasu Kings Of Convenience słabość ta skutkuje wyczekiwaniem na każdorazowy przejaw aktywności muzycznej Norwega. Pewnie wywołane jest to barwą głosu, tak niesamowicie łagodnego i chilloutowego, że wrażenia mogą być tylko z kategorii pozytywno-euforycznych. Oczywiście nie każdy musi podzielać to zdanie – kto nie przepada za delikatnym (swoją drogą chciałbym kiedyś usłyszeć, jak Øye „wrzeszczy” w jakimś nagraniu) brzmieniem jego głosu, może sobie płytę The Whitest Boy Alive odpuścić.
Założenie podobno było jedno: Rules ma być dobrą muzyką do odpoczynku i do tańca. Założenie słuszne (choć pewnie nie jest się pewnym, czy miejsce dla takiej muzyki jest w tym serwisie). Sprawdza się też w sposób całkowity – muzyka pop ale z gatunku tej najwyższej klasy. W nadchodzących chwilach lata sprawdzi się na pewno. Zdecydowanie warto posłuchać.