I oto po raz kolejny przychodzi mi skrobnąć słów parę na temat wydawnictwa DVD firmowanego przez Złoty Melon. Ostatnio miałem przyjemność recenzować „woodstockowy” występ Closterkellera, tym razem pada na koncert formacji Lao Che.
Przy okazji oglądania kolejnego występu z tej słynnej „owsiakowej” imprezy wpadło mi do głowy, być może niezręczne, porównanie, iż Złoty Melon jest tym dla fanów „woodstockowej muzyki różnej maści”, czym Metal Mind dla artrockowej braci połykającej kolejne koncerty z Teatru Śląskiego (o których zresztą często piszemy). Tu niby rewiry muzyczne zupełnie inne ale zasada… ta sama. Bo Złoty Melon upamiętnił już między innymi koncerty takich artystów jak: Sweet Noise, Dżem, Hey, KSU, Armia, T.Love, Habakuk czy wspomniany Closterkeller. DVD Lao Che – wydane w ubiegłym roku – jest przedostatnim, bodajże piętnastym z serii.
Lao Che – a któż ich nie zna, chciałoby się powiedzieć… Nagrody, jakimi zasypana została ostatnimi czasy grupa, trudno zliczyć. Czy ktoś nie słyszał o ich „Powstaniu Warszawskim”? Pierwszej prawdziwej, rockowo – alternatywnej lekcji historii o tym polskim zrywie.
Przyznam się szczerze, że do tej pory bliżej mi do nich było właśnie ze względu na te historyczne wątki, wpisane w moją zawodową "karierę". Tymczasem… Spojrzałem na „Przystanek Woodstock 2008” i zobaczyłem kawał niesamowitej, nieokiełznanej orkiestry (tak, to dobre słowo!), emanującej ze sceny wulkaniczną wręcz energią i do tego grającej fajne, a czasami nawet piękne piosenki. Ten „woodstockowy” set z ubiegłego roku jest ładnym przekrojem przez ich twórczość. Każdy z trzech albumów („Gusła”, „Powstanie Warszawskie” i „Gospel”) ma tu swoich reprezentantów. Choć najwięcej ich – osiem - z najnowszego dzieła formacji.
Uważa się Lao Che za kapelę crossoverową, łączącą w swojej muzyce różne style i wykraczającą poza ich ramy. To DVD jest na to doskonałym przykładem. No bo czegóż my nie mamy na przeogromnej scenie zbudowanej w Kostrzynie? Punk, reggae, folk, słowiańskość, orient, sample, dęciaki, tańce, krzyki, spontan, mnóstwo ludzi na scenie i… Jurek Owsiak, który mówi po prostu, że to piękna muza. Większość z zaprezentowanych tu utworów to skoczne, pędzące do przodu hity („Bóg zapłać”, „Czarne kowboje”, „Groźba”, „Chłopacy”). Mamy też jednak i chwilę zadumy w postaci urzekającego, powstańczego „Starego Miasta”, w którym ściska za gardło, gdy słyszy się i widzi kilkutysięczny tłum wykrzykujący: „zupa na gwoździu, też luksus!”. A zaraz po nim jest rewelacyjne „Przebicie do Śródmieścia” z bujającym zaśpiewem: „a szu ła ła”. Na scenie, jak pisałem, gęsto. Siedmiu muzyków podstawowego składu i czterech gości. Wyróżnia się Mariusz „Denat” Denst, śpiewający, samplujący, tańczący i permanentnie „zagrzewający do walki” zebraną publikę.
W dodatkach otrzymujemy prawie półgodzinne nagranie z dwóch poprzednich występów Lao Che na Przystanku Woodstock w 2005 i 2006 roku, tyleż trwające wywiady z muzykami (w większości o ich słynnym powstańczym dziele) oraz siedem awangardowych, niekiedy odjechanych i psychodelicznych klipów autorstwa Marcina Klingera.