Jasny gwint! Trzymam właśnie w łapkach płytkę demo łódzkiej kapeli, której nazwa jakoś kompletnie nie została mi w głowie ostatnimi czasy. Dziwne to dla mnie tym bardziej, że z racji bliskości tego robotniczego miasta, często bywam w nim na rockowych imprezach. Pogrążyłem się kompletnie, gdy zobaczyłem, iż grupa swoje latka już ma, a w koncertowym grafiku z ostatnich lat króluje miasto włókniarzy. Dobra – lepiej późno niż wcale tym bardziej, że kapelka wreszcie coś zarejestrowała i chwali się tym.
O tym, że panowie są z Łodzi już wiadomo. Powstali 13 lat temu (!!!) i jak to w życiu bywa, nie ominęły ich tradycyjne i liczne przemeblowania składu. Po drodze był nawet występ w lokalnej telewizji i zaszczytne miano „Nadziei łódzkiego rocka” lat temu już sporo.
Dziś są kwintetem z dwiema gitarkami na pokładzie, chyba już z pewną stabilizacją i tym dziewiczym nagraniem. Wielkich „wypisów” nie będzie, bo to krótka płyta. Trzy utwory – trochę ponad dwadzieścia minut muzyki. No właśnie. Jakiej muzyki? Czas odkryć karty i otworzyć obowiązkową w takich sytuacjach gatunkową szufladę. Czarować i krygować się nie ma co, gdyż Flashback szanowni słuchacze para się heavy metalem ze sporą domieszką „prog” i odrobinką „power”.
Przyjrzyjmy się samym kompozycjom. Wszystkie są dosyć długawe (6 – 7 minut), dwie z nich zaśpiewane w ojczystym języku, jedna po angielsku. Od razu dodam, że wokalista Tomasz Struszczyk zdecydowanie lepiej prezentuje się w tym pierwszym. „Angielska” kompozycja „White Is White” zdradza jednak tak charakterystyczny słowiański akcent.
„W tłumie ludzi” zaczyna osamotniony wokal Struszczyka a zaraz po nim wjeżdża klasyczny heavy rockowy, melodyjny riff. Przez chwilę ładny dialog prowadzą gitary. Słuchając wokalisty Flashback zauważa się momentami podobieństwo do głosu (czy też charakterystycznej maniery) naszej rodzimej ikony takiego śpiewu – Grzegorza Kupczyka. Nie szkodzi. Wzór jest godny naśladowania, tym bardziej, że pan Tomasz dysponuje dobrymi warunkami wokalnymi, niezłą skalą i śpiewa bardzo melodyjnie. Przez to też i same dźwięki mogą przywoływać kupczykowe CETI… Druga część kompozycji ma bardziej złożony charakter. Muzycy zwalniają, zmieniają rytm, znajdują też miejsce na ładne solo. Jednym słowem do utworu wrzucają nieco metalowej progresji. Wspomniany „White Is White” – bardziej mroczny w swym wyrazie – to już kawał solidnego progmetalowego mięcha z szerokimi nawiązaniami do Dream Theater. Gitarowe harmonie i takowe wokalne zaśpiewy ocierają czasami kawałek o powerowe klimaty. Spokojny początek „Wyboru więźniem” zrobił mi nadzieję na to, iż doczekam się jakiejś ballady w wykonaniu Flashback. Nic z tych rzeczy. Już po minucie łodzianie wracają do metalowego łojenia.
Czyli co? Dobry początek? W zasadzie tak. Materiał jak na charakter wydawnictwa brzmi bardzo przyzwoicie, wszystko realizacyjnie jest na swoim miejscu. Poza tym, żeby grać taką nie najprostszą muzę umiejętności trzeba mieć i „falashbackowcy” spełniają to kryterium. Soczyste riffy tną równiutko, a gitarzysta rzeźbi solowe popisy całkiem zgrabnie. Teksty też nie grzeszą banalnością. Jest i o braku komunikacji oraz własnej osobowości czy o wolności wyboru.
Pojawia się w tym wszystkim tylko jeden szkopuł. Czy ta muzyka trafi na podatny grunt? Biorąc pod uwagę to, iż nie mamy tu jak narazie do czynienia z muzyką oryginalną i własnym pomysłem na granie, może być z tym ciężko. Tym bardziej, że na koncerty całkiem uznanych i bliskich stylistycznie polskich marek nie ciągną niestety tłumy (patrz… wspomniane CETI). Chociaż, to pewnie problem nie tylko klasycznego metalu.
Zresztą - jak czytam na stronie zespołu o jednym z motywów wspólnego grania (cyt: „trzeba wielkie dupsko heavymetalu podnieśc do góry”) rozumiem, że nie tylko merkantylne aspekty przeświecają łodzianom. Najważniejsza jest dobra zabawa i dawanie ludziom tego co w duszy gra. O to chodzi? Wszak to tylko rock’n’roll!!