The Resonance Association to duet, w skład którego wchodzą Daniel Vincent i Dominic Hemy. Formacja ta postanowiła pójść drogą eksperymentów muzycznych, poprzez połączenie takich gatunków jak noise, drone, ambient, trip-hop, progressive rock czy psychodelię. Do tej pory wydali sześć produkcji, które będę chciał zaprezentować na łamach naszego serwisu. Pięć nich to EPki (każda zawiera cztery kompozycje), ostatnia zaś to pełny album.
Wydany w 2006 roku VOLUME ONE to pierwsza prezentacja formacji. Otwierający i zamykający ją Fake Numbers Station (transmission one & two), to przede wszystkim elektronika. Bardzo nisko osadzona, monotonna i ciemna. Bliska dokonaniom Briana Eno, ale też solowych wydawnictw Stevena Wilsona. Stonowana, pochłaniająca wszystko dookoła, ciemna materia. Transmisja druga jest zdecydowanie bardziej rozbudowana, choć ciężko tu mówić o jakiejś specjalnej melodii. Go Until the Sands Of This Age Enslave Us All rozpoczyna się trip-hopowo, dużo tu dość prymitywnego rytmu, nienaturalnie przekształconego basu, ale utwór jest dużo bardziej zróżnicowany. Pojawia się slide-guitar, który gdzieś wokół nas się kręci (raz w prawym kanale, raz w lewym). Pojawiają się sample, syreny alarmów i psychodeliczna wirówka. Muzyka trochę przypomina mi cyrkowe frazy (mam nadzieję, że je kojarzycie). Pod koniec trip-hopowy podkład zanika, zostaje tylko zawodząca gitara, wchodząca na coraz wyższe rejestry i krótkie sample. We Will Invade Your Dreams And Leave You To Live In Fear Of Yourself rozpoczyna się grą na lekko rozstrojonym pianinie i samplowanymi fragmentami wypowiedzi. Ale po chwili dołącza brudna Radiohead’owa gitara i utwór nabiera cierpkiego posmaku. Znowu pojawia się dronująca elektronika, która dominuje na tym albumie. Wszystko kończy się nagle i poraża nas dziesięć sekund ciszy.
Nie znajdziemy na tym albumie wyszukanych melodii, za to odnajdziemy spokój, rozluźnienie i wyciszenie. Idealne na przeplatającą się zimowo-wiosenną pogodę, a przede wszystkim idealne do przenośnych odtwarzaczy (jak zresztą pozostałe albumy), bowiem brak rozbudowanych motywów i wielu instrumentów, zapewnia nam zajęcie stosunkowo małej przestrzeni na dysku. Ciekawostką było dla mnie obserwowanie czasu – każdy z utworów trwał dłużej niż wskazywał to licznik w odtwarzaczu. W sumie materiału jest więcej o ponad … pięć minut. Ciekaw jestem jak to będzie wyglądało dalej.
Album jest dostępny całkowicie za darmo, do ściągnięcia w postaci plików MP3 (w spakowanym archiwum). Link znaleźć można na stronie zespołu.