Będę musiał poprosić Romka Walczaka, żeby przygotował uniwersalną Reckę Prog-Metylową. Będzie się zmieniać tytuły płyt, nazwy zespołów i obleci. Jeżeli prog-metale “uszczęśliwiają” nas płytami jakby rżniętymi od jednego szablonu, to za jakie grzechy my mamy się męczyć z produkowaniem różnych recenzji?
Jedyna rzecz , która mnie zmusiła do głębszego zastanowienia przy okazji zapoznawania się z “God’s Equation” , to czy ta nie ubrana dama pozująca na tle Gwiezdnych Wrót była tworzona z natury, czy to licentia erotica, tfu... poetica autora? Bo jeśli z natury, to biust ma “wspomagany” silikonem.
Tyle głębszych przemyśleń z okazji nowej płyty Pagan’s Mind. Bo na więcej nie zasługuje – w gruncie rzeczy banał, sztampa i deficyt pomysłów. A to ostatnie to największy grzech, bo dużo można znieść, byleby się dało tego słuchać. A z tym tutaj są problemy. Większość utworów na jedno kopyto, trudno je od siebie odróżnić. Chociaż nie jest to płyta zupełnie zła, tylko niezbyt przyjazna słuchaczowi, bo zbyt monotonna, żeby się z nią zakolegować na dłużej – po prostu męczy. Ma swoje momenty - dość odważnym pomysłem było wzięcie do obróbki “Hello Spaceboy” Davida Bowie i efekt okazał się nad wyraz interesujący. Obronną ręką wychodzą też “Osiris Triumphant Return” i tytułowy. W “Ozyrysie” miejscami grają na czas, ale w ogóle to bardzo fajny numer, trochę pompatyczny, za to zrobiony z rozmachem i polotem. Podoba mi się też “Spirit Stratocruiser” z pozostałej młocki wyróżniający się bardzo dobrą i dobrze poprowadzoną partią wokalną. Można też pochwalić zespół za sprawy techniczne – dobre brzmienie, bardziej klasycznie rockowe, o które zawsze w przypadku takiej muzyki się upominam, bez udziwnień. Zespół stara się brzmieć nowocześnie, ale opiera się na klasycznych hard-rockowych patentach. Więcej tu Dio niż Dream Theater. Bardzo dobry wokalista i perkusista , który nie nadużywa gadżetów, tylko wie , że żeby grać taką muzykę, trzeba mieć trochę pary w łapach. I ewenement – brak wszechobecnego na innych płytach prog-metalowych riffu dży-dży!
Szkoda mi trochę tej płyty, bo sporo pary poszło w gwizdek, a mogło być zupełnie nieźle. A i dopadła ją też dość powszechna przypadłość współczesnych prog-manów i prog-metali – nie ważne co się gra, tylko ważne, żeby poszpanować techniką. Jeżeli zaspokojenie własnego ego jest ważniejsze od potencjalnego słuchacza – no cóż. I niech mi nikt nie mówi, że płyta przekombinowana muzycznie i nawalona solowym popisami jak stodoła we wrześniu jest “ambitniejsza” i bardziej wartościowa od płyt Dio, Rainbow, czy Ozzy Osbourne’a. Dlatego udawanie wielkiej sztuki w przypadku takiej muzyki nie ma sensu. Przy czym akurat nowego krążka Pagan’s Mind ten zarzut aż tak bardzo nie dotyczy.
A co do “God’s Equation” - posłuchać można, jak się nie ma nic innego do roboty.