W 2000 roku ukazał się debiutancki album zespołu Aghora. Tak się złożyło, że niedługo potem dołączyłem do grona autorów Artrock.pl (wówczas jeszcze Caladan) i uległem zbiorowej redakcyjnej obsesji na punkcie tego krążka. Mistrzowskie połączenie ciężaru i techniki zrobiło wówczas na nas piorunujące wrażenie, a udział sekcji rytmicznej kultowego Cynic tylko dodawał całości pikanterii. Od tamtego czasu sporo się jednak zmieniło. Serwis się rozrósł, moje gusta rozwinęły, a zespołów grających w tym stylu namnożyło jak „mrówków”. I oto w tych „okolicznościach przyrody” trafia do mnie najnowsze dokonanie Aghory – Formless, nagrane po siedmiu latach milczenia, w niemal zupełnie odmienionym składzie. Jak wypada?
Ano, bardzo dobrze. Być może obcowanie z nowymi kompozycjami Aghory pozbawione jest tego poczucia olśnienia, które towarzyszy odkrywaniu muzycznych terra incognita, ale ciężko nie docenić ogromnego kunsztu, jaki stoi za tą pozycją. Zarówno kompozycyjnie, jak i wykonawczo mamy tu do czynienia z najwyższą światową ligą, dzięki czemu, mimo długiego czasu trwania, płyty słucha się naprawdę dobrze od początku aż do samego końca. Jest przy tym na czym ucho zawiesić: od solidnych riffów, przez aranżacyjne smaczki i instrumentalne fajerwerki, po bardzo udane partie wokalne (które wszakże świadczą o wciąż przemożnym wpływie Anneke van Giersbergen na wokalistki związane z cięższymi odmianami rocka). Pod względem „słuchalności” całość wypada więc rewelacyjnie: zróżnicowana i przebogata w efektowne rozwiązania formalne, nie traci ani na chwilę spójności muzycznej koncepcji.
Co jednak ważniejsze, Aghorze udało się przy tym uniknąć zatracenia się w technicznej wirtuozerii i płynącej stąd dehumanizacji muzyki. Formless pełna jest czucia, właśnie bez owego początkowego „u”, które sugeruje banalne zaprogramowanie utworów na „emocjonalność” i uniemożliwia w istocie czujące współbycie z dźwiękami. Tymczasem na tej płycie zespół nie narzuca żadnych nastrojów; doskonale różnicując między ciężkimi i wyciszonymi partiami, pozwala muzyce pozostawać w otwarciu na kontakt ze słuchaczem. To ogromna zaleta, dzięki której Formless plasuje się w gronie najlepszych tegorocznych wydawnictw. Mocno polecam, nie tylko prog-metalurgom.