David Sylvian. Samo to nazwisko wystarcza, by z zainteresowaniem sięgnąć po kolejną propozycję Nine Horses. Tym razem, mamy do czynienia właściwie z EP-ką, a nie pełnoprawnym albumem. Trzy nowe kompozycje, plus remixy. Niby nowa, a jednak stara płyta? Posłuchajmy…
Utwór tytułowy – Money For All. To takie nagranie, które po zamknięciu oczu można by umieścić na każdej prawie płycie Sylviana (z płytami Japan włącznie). Spokojnie znalazłoby się dla niej miejsce i na Gone To Earth, i na Dead Bees On A Cake. Jest rytmiczne, melodyjne, takie do pośpiewania i potupania razem. Zresztą, wykonawcy robią wszystko, byśmy tak to nagranie postrzegali. Te chórki (dziwne, jak na Sylviana, przyznaję), te klaskanie… no, no, ktoś tu bardzo się postarał, byśmy nie pamiętali, że to Sylvian. Powiem szczerze, że gdybym miał wskazywać na podobnego wykonawcę, to byłby to … Roger Waters.
A dalej? Kolejne nagranie na płycie jest dość surowe, przynajmniej początkowo. Znowu nad wyraz rytmiczne, by tak rzec nowofalowe wręcz. Jakieś elektroniczne efekty, perkusja brzmiąca sztucznie, jakby wykreowana w komputerze i mantrowy śpiew. Pierwsze słuchanie nagrania Get The Hell Out wzbudziło we mnie lekki sprzeciw – pomyślałem, że znowu jakaś zapchajdziura. Ale ta myśl, jak szybko się pojawiła, tak samo błyskawicznie prysła. Bowiem, gdzieś tak w połowie nagrania pojawia się śliczna, niezwykle liryczna partia skrzypiec, akompaniująca przejmującemu śpiewowi wokalisty i jest po prostu nieziemsko i cudownie.
Trzecie z „nowych” nagrań to Birds Sing For Their Lives. ABSOLUTNE ARCYDZIEŁO! Nieziemski śpiew Stiny Nordenstam. I ten acoustic bass Keitha Lowe. Nie jestem w stanie opisać, jak piękne jest to nagranie. Gdyby cała płyta była taka, zabrakłoby skali w naszym serwisie, bo 10 gwiazdek można byłoby traktować jak jakąś mizerię. To po prostu 7 minut bezwzględnego piękna, to porywające nagranie. Aż brak słów. I za ten utwór kocham tę płytę. Nie jestem obiektywny i dlatego nota tej płyty jest TAK WYSOKA.
Reszty nagrań nie opisuję, bo to remixy. Fantastyczny
The Banality Of Evil. Z piękną, frippowatą gitarą w środku, z przejmującą grą Heydena Chisholma na klarnecie. Po prostu cudowne nagranie. Niby się wlecze, niby powielany schemat nagrania sugeruje powracanie pewnego motywu, a jednak brzmi to niezwykle. A dalej – jest podobnie. Mniej lub bardzie udane wersje utworów, które znamy z płyty
Snow Borne Sorrow. Nie będę ich tu opisywał, bo przecież nie ma sensu powielać
recenzji Citizena Caina. Dość powiedzieć, że całości słucha się z przyjemnością, a każdy (nawet ten zremisowany) kawałek „smakuje” wybornie.
Co tu dużo mówić – w oczekiwaniu na kolejny album czy to samego Sylviana, czy Nine Horses – zapewniam was, że nie będziecie mogli się oderwać od muzyki zawartej na Money For All. Bo to piękna płyta. Dla fanów rzecz obowiązkowa, dla reszty – być może tylko do posłuchania. Może nawet po wielokroć. Choć nie chce mi się w to wierzyć…