Pierwsza część koncertu zarejestrowanego przez Latające Żaby Claypoola kończy się zapewnieniem: „Wrócimy po 20 minutach przerwy z większą ilością utworów Pink Floyd, niż mogłaby wytrzymać jakakolwiek ludzka istota”. Jeszcze przed rzutem oka na spis utworów części drugiej można się domyślić co miał na myśli wokalista mówiąc te słowa: na odwrocie opakowania widnieje wszak - znana wszystkim fanom Pink Floyd - posępna elektrownia Battersea, nad którą majestatycznie unosi się... Latająca Żaba! No tak...
„Któregoś dnia natrafiłem na nagranie nazywające się Animals - pisze we wkładce do Live Frogs Set 2 Claypool - Nigdy wcześniej nie słyszałem o Pink Floyd i, oczywiście, myślałem że jest to gruby, różowy facet imieniem Floyd. Wpatrzeni w okładkę płyty przez długie godziny wsłuchiwaliśmy się w tę muzykę...”
O tym jak duże wrażenie na liderze Primusa zrobił album Animals, świadczyć może fakt, że gdy tylko udało mu się powołać do życia projekt posiadający wystarczające instrumentarium, postanowił dzieło Pink Floyd z 1977 roku w całości włączyć do swojego koncertowego repertuaru. Tak powstał Live Frog Set 2.
Zacznijmy od tego, że tego typu wydawnictwa podporządkowują się, najogólniej rzecz biorąc, jednej z dwóch kategorii: Dobrych Coverów, lub Złych Coverów. Do Dobrych zaliczam te, których twórcy oryginalne utwory przerabiają w sposób konstruktywny, charakterystyczny dla siebie i nowatorski. Będzie to więc np. płyta eMOTIVe a Perfect Circle, czy EPka Primusa Miscellaneous Debris, (na której - a propos - znalazło się znakomite wykonanie Have a Cigar floydów) Do Złych Coverów zaliczam np. koncertowe poczynania grupy Dream Theater, która wybrane klasyczne albumy, odtwarza niemalże nuta w nutę. Prawda, jest to może miły znak mówiący fanom: „Spójrzcie, mamy tych samych idoli, co i wy!” ale wartość artystyczna takiego wykonania jest raczej wątpliwa... Jak tedy rzecz się ma z Animals zagranym przez Żab Brygadę?
Niestety, odpowiedź nie jest wcale jednoznaczna. Wydaje się, że panowie z Frog Brigade są bliżej grania Dobrych Coverów, jednakże zbytnia ich ostrożność w odciśnięciu na oryginalnych kompozycjach swojego piętna wychodzi całemu przedsięwzięciu raczej na złe. I tak, jedyne co odróżnia Pigs on the Wing 1 i 2 od oryginału to wokal - typowo claypoolowy, więc wcale nie porywający - i fakt wykonania tych utworów na gitarę elektryczną zamiast akustyczną. Nic to doprawdy interesującego, co nie jest może jakimś strasznym zarzutem, biorąc pod uwagę, że są to miniaturki, w których nie ma miejsca na zbytnie fajerwerki. Gorzej, że nieciekawie wypada też (rewelacyjne w oryginale) Dogs, które zagrane bez specjalnej energii i zaśpiewane na dwa (średniej jakości) wokale wypada najwyżej przeciętnie. Jedyne co można policzyć temu utworowi na plus, to psychodeliczną wstawkę, w której Claypool szaleje na basie przepuszczonym przez bodaj wszystkie gitarowe efekty świata....
Na szczęście zupełnie inaczej rzecz się ma w przypadku utworu Pigs (Three Different Ones). To ten kawałek był pretekstem do zagrania całej płyty Animals przez Brygadę Żab... i to wyraźnie słychać. Wykonanie jest znakomite. Bas napędza wszystko, że aż miło, wokal nie razi, klawisze robią swoje, a solówki gitarowe są fantastyczne i - podobnie jak w przypadku oryginału - chce się by nie miały one końca! Wciąż uzasadnionym może pozostać zarzut, że wersja ta jest zbyt podobna do tej z 1977 roku, jednak pchnięcie w nią dodatkowej energii przez wykonawców jest wystarczającym powodem, by słuchało się jej z prawdziwą przyjemnością.
Bardzo dobrze wypada też kompozycja Sheep. W wykonaniu tym jest ponownie dużo dynamiki, której tak brakowało w Dogs. Powraca też świetna część psychodeliczna, w której, podobnie jak w Psach, popisuje się Claypool. Gra on nawet na kosmicznie brzmiącym basie parę nut z Another Brick in the Wall... ot, taki muzyczny dowcip dla wtajemniczonych. Nieśmiało (no właśnie, czemu tylko „nieśmiało?) odzywa się saksofon Skerika, który tak wspaniale urozmaicał pierwszą część koncertu. Ostatnie minuty tego utworu to uwolniona energia w stanie czystym („Have you heard the news? The dogs are dead!”); tyle tylko, że na dobrą sprawę, tak samo wygląda to w oryginale Pink Floyd.
Dzięki Sheep i Pigs, Animals w wykonaniu Colonel Les Claypool’s Fearless Flying Frog Brigade, wypada nieźle. Nie wiem jednak komu tę płytę wypada bardziej polecić? Obawiam się niestety, że dla fanów twórczości Claypoola okaże się ona zbyt floydowa, a dla fanów Pink Floyd zbyt claypoolowska. Całe szczęście jest parę osób które równie mocno cenią wszelkie projekty Lesa, co wszystkie ciekawostki związane z Pink Floyd.