Karfagen, inaczej Kartago , inaczej Kartagina. Taką nazwę przyjął muzyczny projekt Antoniego Kaługina, kompozytora, instrumentalisty i producenta z Ukrainy. “The Space Between Us” to już druga płyta wydana pod tą nazwą . Ta nowa, “The Space Between Us” to ponad godzinna, instrumentalna suita, podzielona na 16 części. Ciekawa i bardzo starannie zrealizowana rzecz. Muzycznie nic szczególnie odkrywczego. Myślę, że najbardziej może się spodobać fanom Renaissance, Iony, a chyba najbardziej tym, którym przypadły do gustu solowe płyty Donackleya i Bainbridge’a. W “Sky Couple of Colours” pobrzmiewa Focus. Ciągnie ich trochę w stronę Metheny’ego, ociera się to momentami o smooth jazz – lekko swingująca gitara i fortepian. No i dobrze, bo takie wycieczki w jazzowe rejony tylko urozmaicają muzykę. Nie ma co prawda elementów celtyckich, ale zastąpiły je wpływy muzyki ludowej (i klasycznej też) z naszej części Europy (przynajmniej mojej – ja na Ukrainę mam bardzo niedaleko), bo w użyciu jest również miejscowe instrumentarium – lira, harmonia. Cała płyta wypełniona jest raczej dosyć spokojną muzyką. Z rzadka pojawia się ostrzejsza gitara jak w “The Other Side” , ale zwykle jest łagodnie, melodyjnie i przestrzennie.
Co warte jest podkreślenia, to doskonała produkcja i świetni muzycy zaangażowani do nagrania tej płyty. Ktoś bardzo rozsądny siedział za heblami w studiu, bo zadanie miał dosyć trudne – pozbierać do kupy te wszystkie dźwięki, które wydawali ci muzykanci. A było tego sporo – i dźwięków, i muzykantów. Zrobić z tego niesłuchalnego gluta – zero problemów. A Kaługin, jako producent całości, nadał tej muzyce jakże potrzebną przestrzeń, doskonale to zaaranżował. Po prostu miał pomysł na to , jak to ma wyglądać i brzmieć. Jest to perfekcyjnie dopracowane, nie “puszczono” żadnego dźwięku. Muzycy biorący udział w nagraniu tej płyty również są wyśmienici. Wielu z nich z pewnością posiada muzyczne wykształcenie. Pozwala im to poruszanie się po tej muzyce z podziwu godną lekkością. Pozazdrościć tak biegłych i tak wszechstronnych muzyków na płycie prog-rockowej, w Polsce jest to zjawisko praktycznie niespotykane. Sam szef tego projektu też jest muzykiem o poważnym stażu, jako session-man pracował już na kilkudziesięciu płytach artystów z Rosji i Ukrainy. Oprócz tego, że gra na instrumentach klawiszowych i gitarze, jak słychać, bardzo dobrze poradził sobie z produkcją tej płyty.
Muzycznie – dużo fragmentów bardzo ładnych, kilka nieco słabszych. Bardzo duże znaczenie ma dla tej płyty wyobraźnia Kaługina jako producenta, jego muzyczne wykształcenie również – dużo słyszał, dużo zna, dużo się w szkole nauczył. Dużo potrafi “wyciągnąć” z wydawałoby się banalnych tematów muzycznych. Nie zawsze są to do końca jego własne pomysły, ale potrafi je ciekawie pokompilować w nową całość. Słucha się tego bardzo dobrze, tylko że z zazdrością, bo u nas takich płyt się nie wydaje.