Die Verbannten Kinder Evas — Dusk And Void Became Alive
Jedno jest pewne – ta płyta kłóci się z alkoholem. Wypiłem trochę nalewki wyprodukowanej przez tatę Agnieszki (bardzo dobra) - niewiele, dawka lecznicza, dla zdrowotności - poprawiłem sobie humor i trawienie procentami, ale jakoś Verbatimy przestały mi podchodzić. Takie sobie smędzenie – kościelny gotyk, tak to można określić. Ostateczny test odbył się jak zwykle w drodze do pracy. Standardowo - płyta do discmana, słuchawki na uszy. Zazwyczaj podczas tego odsłuchu zapadają najważniejsze decyzje co do recenzji – co, jak, ile i czy w ogóle.
Melancholijna, nastrojowa, dość mroczna muzyka, mogąca się trochę kojarzyć z sakralną . Spokojniejsza od , powiedzmy Chandeen, dość zapatrzona w „Within The Realm of The Dying Sun” Dead Can Dance – jakby chcieli całą płytę zapełnić utworami rodzaju „Summoning of The Muse” , albo „Persephone” . Tylko, że do duetu Gerrard/Perry brakuje im bardzo dużo. Głównym mankamentem tego albumu jest monotonia – podobne kompozycje, w podobnym nastroju i zrobione w oparciu o podobne założenia. Brakuje im trochę indywidualności, aranżacyjnie też wszystko jest na jedno kopyto. Brakuje mi też na tej płycie trochę więcej energii i dynamiki. Wszystko to jest takie smętnie melancholijne i łagodne. Gotyk dla Radia Maryja. Powiedzmy.
W stosunku do „Dusk...” punkt widzenia będzie zależał od punktu siedzenia. Osobom lubującym się w takich klimatach na pewno będzie się to podobać. Tym, którym taka muzyka podchodzi mniej, to im się będzie mniej podobało, albo to zignorują zupełnie. Z tego co napisałem wcześniej mogłoby wynikać, że nie darzę tej płyty zbyt płomiennym uczuciem. No i prawda. Tylko, że doskonale wiem, że ja jej będę słuchał dosyć często. I nawet wiem kiedy. Jest idealna na wieczór, kiedy zwykle mam ochotę odpocząć od rockowego hałasu i kiedy będę potrzebował czegoś nieco ambitniejszego od Air Supply i Adiemusa. Do zaśnięcia, kiedy świadomość zaczyna podążać za Morfeuszem.