To mogła by być płyta Toto. Na szczęście nie jest. Nie dlatego, ze jest zła, bo jest zupełnie dobra. Tylko dlatego, że ostatnio Toto wymiotło znakomitego rockowego killera z górnej półki – “Falling in Between” i dobrze byłoby, gdyby nie zbaczali z tej drogi (*). Gdyby nie było “Falling in Between”, to taką płytę Toto przyjąłbym bez zastrzeżeń. Trudno spodziewać się po płycie muzyka, który od trzydziestu lat jest bardzo ważną postacią w jakimś zespole, że jego solowe dokonania będą się różnić w znaczący sposób od muzyki macierzystej formacji. A Lukather ani o ćwierć nuty nie wyszedł poza ramy muzyki Toto. Z drugiej strony, jednak, gdyby to faktycznie była nowa płyta Toto, to by wielu powiedziało – O! Lukather rządzi. Natomiast każdy z tych utworów bez problemu mógłby się znaleźć na jakiejkolwiek płycie Toto
W porównaniu z muzyką Toto utwory z solowego “Ever Changing Times” są bardziej rockowe (oczywiście znowu trzeba wziąć poprawkę na “Hydrę” i “Falling in Between”) więcej gitary, no wiadomo dlaczego. Za to nieco mniej w nich tych dość charakterystycznych dla tego zespołu jazzowych nut. Jak na każdej takiej płycie mamy wszystkiego po trochu – utwory nieco ostrzejsze, ballady, sporo melodyjnych rockerow w średnim tempie – melodyjnych, z rockowym pazurem, no powiedzmy pazurkiem. Najmniej podobają mi się dwa najostrzejsze utwory – “Jammin’ with Jesus” i “How Many Zeros”. Ten drugi to głośna rockowa łupanka, nieco toporna, bez polotu. Za to “Jammin’ with Jesus” dzięki funkującej sekcji rytmicznej fajnie buja. To taki dosyć charakterystyczny utwór dla wykonawców amerykańskich. Chyba tylko oni potrafią tak ładnie połączyć rocka z “czarną” muzyką. I nawet jeśli mi to nie do końca podchodzi , muszę przyznać , że jest w tym moc i pozostaje w pamięci. Z drugiej strony mamy kilka ładnych ballad - “The Letting Go” , “I Am”, “Never Ending Night”. Trzeba przyznać, że bardzo w stylu Toto.
“Ever Changing Times” to album prawie bez słabych punktów, bardzo dobry, równy. Oczywiście świetnie wyprodukowany. Prawie dorównujący poziomem ostatniej płycie Toto.
(*) - Ale Toto już nie ma. Steve Lukather ogłosił, że wraz z jego odejściem zespół kończy działalność. Był on jedynym członkiem zespołu, który przez te trzydzieści lat brał udział w nagraniu każdej płyty, grał na każdym koncercie, nie opuścił żadnej próby. Teraz planuje zająć się tylko własną karierą solową i rozdział po tytułem Toto należy uznać za zamknięty.