ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Daft Punk ─ TRON: Legacy w serwisie ArtRock.pl

Daft Punk — TRON: Legacy

 
wydawnictwo: Walt Disney Records 2010
 
All music composed by Daft Punk, orchestrated by Joseph Trapanese.
1. "Overture" 2:28
2. "The Grid" 1:37
3. "The Son of Flynn" 1:35
4. "Recognizer" 2:38
5. "Armory" 2:03
6. "Arena" 1:33
7. "Rinzler" 2:18
8. "The Game Has Changed" 3:25
9. "Outlands" 2:42
10. "Adagio for Tron" 4:11
11. "Nocturne" 1:42
12. "End of Line" 2:36
13. "Derezzed" 1:44
14. "Fall" 1:23
15. "Solar Sailer" 2:42
16. "Rectifier" 2:14
17. "Disc Wars" 4:11
18. "C.L.U." 4:39
19. "Arrival" 2:00
20. "Flynn Lives" 3:22
21. "Tron Legacy (End Titles)" 3:18
22. "Finale" 4:23
 
Całkowity czas: 58:44
skład:
Thomas Bangalter; Guy-Manuel de Homem-Christo
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 4, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
28.03.2011
(Recenzent)

Daft Punk — TRON: Legacy

Naczelny lubi narzekać. Chyba nawet bardziej niż ja. Najpierw mu nie pasowało, że za późno, chociaż wcześniej zgodził się na taka godzinę, potem, że w 3D, bo od 3D to głowa go boli. A na koniec zaczął narzekać na sam film. A to już zupełnie słusznie. I też bardzo słusznie zauważył, że nie bardzo się da oglądać tego „TRONa” nie znając pierwszego z 1983 roku. Tamto to było kino epokowe i profetyczne, gdzie po raz pierwszy wykorzystano animację komputerową (może nie w takim zakresie jak chwalili się sami twórcy, ale zawsze) i dobrych kilkanaście lat przed Matrixem podjęto temat człowiek a rzeczywistość wirtualna.

Nowy film to tylko efektowny pokaz efektów specjalnych, gdzie akcja jest tylko niezbyt znaczącym dodatkiem dla wystawnego widowiska. O tak, jest to widowisko momentami zapierające dech. Gdyby twórcy filmu oprócz oprawy wizualnej trochę bardziej przyłożyli do scenariusza, mógłby być to naprawdę ciekawy film. Były tam wątki, które aż się prosiły o nieco solidniejsze potraktowanie. Niestety powstała efektowna wizualnie wydmuszka.

Natomiast jedną z rzeczy, która w tym filmie sprawdza się perfekcyjnie jest muzyka. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby zaangażować do tego francuskich elektroników z Daft Punk, ale pomysł miał wyborny. Tylko, że Daft Punk zwykle kojarzą się z inną muzyką i ścieżka dźwiękowa do „TRON: Legacy” nie jest do końca zgodna z ich emploi.

Całość podzielono na dwadzieścia dwa raczej dosyć krótkie utwory, z których spora część trwa zaledwie po kilkadziesiąt sekund, sporadycznie zdarzają się utwory po trzy, cztery minuty, ale to raczej nie ma większego znaczenia, bo to jest muzyka filmowa, z założenia opisowa, a po drugie sama muzyka, nawet bez obrazu tworzy bardzo ciekawą całość – można nawet powiedzieć, że suitę. Większość muzyki z „TRONa” jest pompatyczno-monumentalna, a temat przewodni, który słyszymy już na samym początku filmu, pojawia się kilka razy w różnych, niekiedy bardzo efektownych wersjach. Chwalebny wyjątek stanowią bardziej energetyczne fragmenty ilustrujące zadymę w klubie. Nawet Daft Punki pojawiają się tam wtedy we własnych osobach (albo konstruktach, bo przecież to cyberprzestrzeń) jako klubowi DJ-e. Nie wiem, czy nie lepiej byłoby to zmiksować w jedną całość, nieco przy okazji zmieniając kolejność utworów, może trochę w poprzek filmowej chronologii, ale gwoli nadania dziełu większej atrakcyjności?

W skrócie można ująć to tak – jest to Daft Punk, ale bardzo mocno przefiltrowany przez twórczość Hansa Zimmera, czy Basila Poledourisa – elektroniczne beaty plus maksimum muzyczno-filmowego patosu. Takie coś albo jest do bani, albo wychodzi znakomicie. Wyszło znakomicie. Acha, ważna sprawa – żeby ta muzyka miała ręce i nogi trzeba słuchać tego z normalnego CD na porządnym sprzęcie audio, w domu, na konkretnych kolumnach, głośno – żadne mp3 z komputera, czy z kieszonkowego playerka. To musi mieć przestrzeń, żeby wybrzmieć.

Filmu nie polecam. Muzykę – wprost przeciwnie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.