"Napisane jest bowiem:
Wytracę mądrość mędrców,
a przebieglość przebiegłych zniweczę".
Gdzie jest mędrzec ? Gdzie uczony ? Gdzie
badacz tego co doczesne ? Czyż nie uczynił Bóg
glupstwem mądrości świata ?
Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga
w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo
głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc gdy Żydzi
żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy
Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla
Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są
powołani, tak spośród Żydów, jak i z pośród Greków,
Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem,
co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi,
a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi."
1 Kor 1: 19-25
Torman Maxt to zespół niezwykły. Formację tworzy trzech braci pochodzących z Florydy. Rodzeństwu lideruje Tony - z zawodu architekt. Czemu taki niezwykły to band? Głównie chyba ze względu na swoją bezkompromisowość. Muzycy Torman Maxt otwarcie przyznają się do miłości tudzież oddania dla religii chrześcijańskiej czemu dają wyraz w tekstach utworów. Mało tego - na stronie internetowej możemy się nawet dowiedzieć o ulubionym biblijnym wersecie każdego z braci! Na dodatek całość niesionego przesłania opakowana jest w piękną, progresywną muzykę o cechach najbardziej zbliżonych do mocno tkwiącego w lżejszych, progrockowych korzeniach progmetalu.
Recenzowane wydawnictwo The Foolishness Of God stanowi drugie po Just Talking About The Universe...So Far dokonanie grupy. Gotowy jest już materiał na trzecie dzieło oparte na biblijnej Księdze Hioba. Ma to być koncept poświęcony problematyce zła i ludzkiego cierpienia wzorowany na takich pomnikach jak Operation Mindcrime Queensryche oraz 2112 Rush. Póki co zatrzymajmy się jednak przy The Foolishness Of God.
Tu także mamy do czynienia z koncept-albumem rozpisanym na cztery odsłony -rozdziały. Jego myślą przewodnią jest zagadnienie przeciwstawienia ludzkiej mądrości temu co jest głupstwem w oczach Boga zasygnalizowane w biblijnym cytacie przytoczonym na początku niniejszego tekstu. Zaprezentowana muzyka jawi się dość trudną w opisie (jeżeli w ogóle może być muzyka łatwa do opisania!). Pierwsze skojarzenie po odsłuchu i to nie tylko dla mnie jest jednoznaczne - to taki cięższy Under The Sun - zespół z uznanej stajni Magna Carta, który w progresywnym światku zalśnił w 2000 r. swoim debiutem bez określonego tytułu. Wyśmienita to inspiracja! - niezwykle pomysłowy progrock odwołujący się do całej gamy pomysłów ze złotych lat 70-tych pięknie odświeżony na dzisiejsze czasy. Słuchając Vanity Explored czy Ghost Town powracamy w takie właśnie klimaty, jakkolwiek bracia z Torman Maxt nie kryją swojego zamiłowania do trochę cięższych brzmień. Zwłaszcza wychodzi to na przykładzie kolejnej kompozycji - City Of Man, niezwykle zróżnicowanej dynamicznie z niemal thrashową końcówką. Jak ja uwielbiam takie bogactwo! Górnolotnie można by stwierdzić: prawdziwa twórcza erupcja, prawdziwie progresywne podejście do tematu. Na wielką uwagę zasługują harmonie i krzyżujące się ze sobą linie wokalne - pomimo, że śpiewa tylko Tony. Bardzo dobrze brzmi gitara akustyczna - wybijająca się pośród cięższych zagrywek, a czasami po prostu udanie w nie wpasowana. W końcu etykietka PROGmetal do czegoś zobowiązuje i panowie z Torman Maxt doskonale o tym wiedzą. Jakby zachwytom o różnorodności nie było dosyć pojawia się delikatna, urocza miniaturka Off This Planet, a zaraz za nią dłuższa kompozycja The China Song z charakterystycznymi fragmentami deklamowanymi - mi osobiście pachnie to trochę niektórymi klimatami z dokonania REM - Out Of Time (Belong), choć pamiętać należy że linie wokalne głównie przywodzą skojarzenia z Under The Sun. A zakończenie utworu zagarnia znów dla siebie cięższa, heavy - metalowa gitara. Wielokrotnie chyba podkreślałem, że najbardziej we współczesnej progresji cenię sobie eklektyczność - kolejny kawałek 40 Days zaskakuje dość jednostajnie pulsujacym, niemal transowym rymem perkusji - brawo! Szczegółowa analiza utworu po utworze nie ma najmniejszego sensu - dość nadmienić, iż magnum opus, finałowa, tytułowa suita stanowi godne zwieńczenie tudzież muzyczne podsumowanie całości albumu. Jak dobrze, że pokłady progmetalu wciąż doczekują się odważnych, bezkompromisowych "wwiercaczy" dobrze znających założenia klasycznego art-rocka lat 70-tych i na tej bazie budujących swoje karkołomne na pozór konstrukcje.
Torman Maxt nie jest zespołem z pierwszych stron interentowych witryn poświęconych ambitnej, poszukującej muzyce - to raczej głęboki, amerykański underground. Powyższe spostrzeżenie uzmysławia nam bogactwo progowego zaplecza - tej zdrowej lawy, która co rusz wypływa i użyźnia sztampową, skostniałą powierzchnię naszego ukochanego, coraz bardziej regresywnego rocka. Wszyscy błądzimy po niej, czasami z rozpaczą w oczach, niemniej pamiętajmy o jednym:
"To co jest głupstwem w oczach Boga,
jest boską metodą ocalenia człowieka."
Nie traćmy nadziei.
Wielkie podziękowania biegną dla Tony'ego Massaro za udostępnienie płytki.