Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
18.05.2006
(Gość)
Skurk — 666 Personleigheter
Miałem już niejednokrotnie styczność ze szwedzką sceną metalową, a więc myślałem że zespół Skurk płytą „666 Personligheter” niczym mnie nie zaskoczy, znam na wylot manierę metalowców z tych ziem, ale myliłem się... Wcisnąłem „play”, a z głośników popłynął agresywny, brudny i szybki metal (wyraźne wpływy Iced Earth), przywitał mnie przeszywający krzyk wokalisty, o manierze przypominającej połączenie Bruce’a Dickinsona, Lemmy’ego i Lordiego, czyli otrzymujemy całkiem ciekawy wrzask. Wspiera go, wygrywający siarczyste motywy, band, oscylujący wokół heavy, thrash i death metalu oraz hard rocka. Ta dynamiczna i bezkompromisowa komasacja czyni płytę w pewnym sensie przebojową. Napotkamy tu też kilka niespodzianek. W „Kaninkogarevisan”, pomiędzy ostrymi riffami, usłyszymy delikatne wstawki. „Blodsband” to akustyczna ballada, w której usłyszymy subtelny kobiecy głos, kontrastujący z chrypą Lindhego. Również ballada („Den Trettonde Nyckeln”) zamyka krążek. Zapewne spokojniejsze momenty miały być oddechem pomiędzy ostrym wymiataniem, ale euforii nie wzbudzają. Nieporozumieniem wydaje się miniaturka „Kali Karma”, przypominająca wycinek z jakiegoś niedokończonego utworu. Pozostaje jeszcze problem tekstów, które śpiewane są w rodzimym języku zespołu, przez co nie każdemu przypadnie „666 Personligheter” do gustu. Na nic to się zda, że brzmienie jest tłuste i masywne, nie pomoże siła i zapał z jaką gra Skurk, na nic zdadzą się szalone melodie i porywająca motoryka kompozycji, gdyż szwedzki język (a dokładnie Skanska – dialekt z południa kraju) to zbyt ciężki orzech do zgryzienia dla szerszej publiki.. Sam sobie odgradza tym sposobem drogę do kariery, a szkoda, bo w tej płycie tkwi spory potencjał. Równie ciężkim orzechem do zgryzienia, co zrozumienie liryków, będzie zdobycie albumu „666 Personligheter”...