Po dziesięciu latach od ukazania się albumu Us, do rąk fanów trafił krążek Up. Warto było czekać… Zawsze warto jest czekać na będącego w najwyższej formie Gabriela. Skąd bierze się fenomen tego artysty? Powodów jest pewnie tysiące, ale wystarczy skupić się na tych najważniejszych.
Przede wszystkim jego głos. Jest wielu znakomitych i niezwykle sprawnych technicznie wokalistów. Jednak żaden z nich nie może równać się z Gabrielem pod względem barwy jego głosu. To jest bez dwóch zdań najbardziej męski wokal na ziemi. Pewnie teraz przesadzę, ale gdybym był kobietą, to mój mężczyzna musiałby mieć właśnie taki głos; właśnie taką chrypę, która rozsadza głośniki.
Peter Gabriel posiada także niesamowity dar tworzenia wspaniałych melodii. I nie dotyczy to wyłącznie spokojniejszych utworów. Piękne melodie pojawiają się również w tych numerach, gdzie górę bierze industrialna strona twórczości Gabriela; gdzie prym wiodą dudniący bas i wykorzystywane na wszelkie możliwe sposoby instrumenty perkusyjne. Tam melodia zjawia się często bardzo nieoczekiwanie i przez to cieszy jeszcze bardziej.
Trzeba jeszcze wspomnieć o precyzji, z jaką Gabriel tworzy swoje utwory. Ogromna lista muzyków, którzy uczestniczyli w sesji nagraniowej Up musi dawać do myślenia. Każdy dźwięk jest tutaj dopracowany w najdrobniejszym szczególe; każdy dźwięk ma swoje miejsce i swój czas. I nie ważne, że czasem są to trzy sekundy. Ten dany moment jest dla tego danego dźwięku najbardziej odpowiedni; żaden inny. Co najważniejsze – na płycie wszystko to słychać.
Taki jest właśnie album Up. Ta płyta wciąga od pierwszych dźwięków do tego stopnia, że człowiek siedzi jak w transie, a szczęka opada mu coraz niżej i niżej, a po ciele, co jakiś czas, przechodzą ciarki.
Dla mnie twórczość Petera Gabriela to jeden z dowodów na istnienie Boga.