CD1 1. Sleep - [10.00] 2. Start The Fire - [4.50] 3. Who Do You Think We Are - [4.10] 4. On My Pillow - [6.30] 5. Roses - [7.00] 6. Not About Us - [5.10] 7. The Gentle Art Of Swimming - [8.50] 8. Wasted Land - [5.40] 9. Crazy Lane - [4.20] 10. Trying To Kiss The Sun - [5.10]
CD2 1. World Through My Eyes - [11.50] 2. Opel - [6.10] 3. Cymbaline - [15.00] 4. Welcome To The Machine - [7.20] 5. I Don't Know - [4.30] 6. Hole In The Sky - [13.00]
Bonus Track 7. New Stars Are Born - [Studio - Full Version] - [13.00]
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
26.12.2005
(Recenzent)
RPWL — Live - Start The Fire
Muzycy RPWL starają się wyzwolić spod przyklejonej do nich parę lat temu łatki odmłodzonego, unowocześnionego Pink Floyd. Fakt zaszufladkowania nie dziwi, chociażby z tej racji, że swą karierę sceniczną Niemcy zaczynali od grania coverów słynnej londyńskiej czwórki. Nigdy zresztą źródeł swych muzycznych inspiracji nie ukrywali, o czym przekonać się mógł każdy kto słuchał „God Has Failed”, czy też „Trying To Kiss The Sun”. Inna sprawa, że z każdym kolejnym krążkiem słychać, że panowie mają jednak większe ambicje, niźli tylko powielanie dokonań Watersa i spółki. Udowodnili to swym ostatnim albumem, zatytułowanym „World Through My Eyes”. Właśnie tę płytę promowała trasa koncertowa, podczas której zarejestrowano album „Live – Start The Fire”.
Koncert zdominowały utwory z „World Through My Eyes”, ale nie zabrakło piosenek z poprzednich krążków, a także atrakcyjnych coverów.
Występ otwiera świetna kompozycja Sleep. Po następnym utworze (Start The Fire) powracamy do czasów God Has Failed i słuchamy sympatycznych dźwięków Who Do You Think We Are. Pierwsza niespodzianka następuje po niecałych dwóch kwadransach.
Na scenie pojawia się Ray Wilson i razem z RPWL wykonuje „Roses”. Ta bardzo przebojowa, utrzymana zresztą w bardzo „wilsonowskim”, klimacie ballada świetnie broni się także „na żywo”. Udział byłego wokalisty Genesis w koncercie nie skończył się jednak na jednym utworze. Uraczeni zostaliśmy jeszcze bardzo przyjemnym wykonaniem „Not About Us” – kolejnej świetnej ballady, tym razem z repertuaru Genesis. Gdy słucham którejś już koncertowej wersji tego utworu, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wykonywany na scenie brzmi on znacznie lepiej niż jego oryginalna, znajdująca się na „Calling All Stations” wersja.
Ray Wilson opuszcza scenę żegnany brawami, my natomiast słuchamy następnych kompozycji z World Through My Eyes: The Gentle Art Of Swimming i Wasted Land. Chwilę oddechu zapewnia nieco starszy, spokojny utwór: Crazy Lane. Pierwszą część kończy energiczne Trying To Kiss The Sun.
Drugi krążek otwiera rozbudowane World Through My Eyes. Następnie RPWL wraca do korzeni… Słuchamy utworu Opel, który muzycy zaczerpnęli z repertuaru pierwszego lidera Pink Floyd, Syda Barretta (utwór ten był już wcześniej wydany na płycie Stock). Prawdziwa gratka następuje jednak później. Yogi Lang, Karlheinz Wallner, Stephan Ebner i Manfred Müller serwują rewelacyjną, przynajmniej w mojej opinii, interpretację Cymbaline - trochę zapomnianego już utworu Pink Floyd. To jednak nie koniec… po chwili otrzymujemy jeszcze wierne i efektowne (bo ten utwór pozwala na zabawę z technicznymi nowinkami mimo, iż powstał w 1975 roku) wykonanie Welcome To The Machine. W wykonywaniu kompozycji Pink Floyd, RPWL są bezkonkurencyjni.
Po kulminacyjnym momencie emocje opadają – pojawia się krótki przerywnik w postaci I don’t know. Na pożegnanie słyszymy dwie dłuższe, kilkuwątkowe kompozycje: Hole In The Sky i świetne, znane do tej pory tylko posiadaczom wersji SACD krążka World Through My Eyes, New Stars Are Born (bardzo zgrabna, nieco "kosmiczna" kompozycja nie jest już częścią koncertu, słuchamy wersji studyjnej).
Niewątpliwie udał się muzykom RPWL ten koncert. Warto zwrócić uwagę na umiejętne rozłożenie muzycznych akcentów. Pierwsza płyta jest bardziej zwarta, kompozycje są krótsze i bardziej przebojowe. Smaczku dodaje gościnny udział Raya Wilsona. Już jest ciekawie, a przecież najlepsze chwile zarejestrowane są na CD 2. Na drugim krążku więcej jest przestrzeni, różnorodności i jakiejś bliżej nieokreślonej magii.
W postaci „Live – Start The Fire” otrzymujemy więc kombinację art-rockowych suit z lżejszymi, przebojowymi kompozycjami, które mogłyby z powodzeniem zawitać na radiowych listach przebojów. Tak właśnie gra RPWL zarówno w studiu jak i na scenie. Recenzowany album ten fakt dokumentuje i potwierdza.