01. Dehumanizacja? 02. Czy Masz Coś Czego Się Trzymasz? 03. Papier/Popiół? 04. Jestem Gdzie Jestem 05. Nie Jestem Kontrolowany 06. Senny 07. Ty Wiesz 08. Wybuch 09. Druga Strona 10. Na Linie
skład:
Jenny - gitara i muzyka;
Sanchez – śpiew i słowa;
Sory – bas;
Sova – klawisze;
Sin&Bad – bębny;
Sanchez - śpiew i słowa
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
11.11.2005
(Recenzent)
DHM — Dehumanizacja?
Wszechobecne komputery, roboty, maszyny, procesory, akumulatory, przetworniki, automaty i bankomaty... czy w naszej rzeczywistości jest jeszcze w ogóle miejsce dla myślącego człowieka, czy też musi on wysługiwać się na każdym kroku jakimiś urządzeniami? Czy grozi nam dehumanizacja?
Kto wie... W każdym razie właśnie tak puławski zespół DHM zatytułował swój drugi studyjny krążek. To dziesięć, energetycznych i utrzymanych przeważnie w post – punkowym (nieco upraszczając), dość surowym-zimnym, czasem psychodelicznym (co znakomicie pasuje do tekstów) klimacie. Warto dodać, że płyta została nagrana w formacie analogowym, a nie cyfrowym. Dźwięk jest więc surowy, nie poddany komputerowej obróbce.
„Dehumanizację?” otwiera dwuminutowa instrumentalna kompozycja tytułowa, pełniąca rolę wstępu do całej płyty. Udany start. Jednym z jaśniejszych punktów na płycie jest także kolejny utwór: Czy masz coś czego się trzymasz? Tekst pełen ważnych pytań, w muzyce natomiast zgromadzono energię, która z każdą sekundą zdaje się coraz bardziej dawać znać o sobie. Surowość i zimno, o którym pisałem już wcześniej daje się mocno odczuć w trakcie kawałka Jestem gdzie jestem. Momentem oddechu jest Wybuch –utrzymany w trochę spokojniejszej tonacji, daleko mu jednak do tradycyjnej ballady. Chyba najbardziej różnorodną (świetna końcówka) kompozycją na „Dehumanizacji?” jest utwór „Na linie”. Utrzymany jest w nieco innej konwencji niż pozostałe kawałki. Stanowi udane zwieńczenie albumu. To, póki co, moja ulubiona pozycja na tej płycie.
Dehumanizacja? Niesie ze sobą niespełna 50 minut mocniejszych brzmień. Muszę przyznać, że 10 kompozycji, jako całość, stanowi dość przytłaczającą, kombinację. Czasem jest trochę monotonnie, momentami dołująco – innym razem pojawia się więcej różnorodności i energii. Wydaje mi się jednak, że to właśnie było celem muzyków DHM – nie sądzę, aby ciekawe, przemyślane i raczej pesymistyczne teksty Sancheza mogły lepiej skomponować się z inną muzyką.
To nie jest płyta łatwa w odbiorze, teksty dotykają nierzadko tematów niewygodnych, od których się ucieka. DHM jest trochę na bakier z rzeczywistością. Muzycy trzymają się z dala od lukrowanej komercji, przyjemnych melodii, grają za to z uczuciem i szczerze. Właśnie dlatego warto poznać Dehumanizację?