OGRE TONES to dwunasty album w historii teksańskiego zespołu o dumnie brzmiącej nazwie King’s X. Muzyka zawarta na tym albumie z jednej strony prezentuje typowy dla Stanów Zjednoczonych rock, z drugiej zawiera też kilka ciekawostek, które pozwalają zatrzymać się na trochę dłużej przy tej płycie. Osobiście nie jestem fanem takiego właśnie kowbojskiego rocka (zespół pochodzi z Texasu), niemniej jednak ta płytka nawet mi się spodobała, choć dopiero po którymś z kolei przesłuchaniu.
Trwająca niecałe pięćdziesiąt minut płytka zawiera dużo (bo aż trzynaście utworów), które niestety są dosyć krótkie. Połowa utworów nie przekracza trzech minut. Są tego plusy, w stacjach radiowych za granicą (w naszym kraju niestety żadna stacje nie jest na tyle otwarta by taką muzykę puszczać w ciągu dnia) utwory tego zespołu mogą spokojnie „lecieć” w play time. Muzyka nie jest łatwa. Nie jest to amerykańskie granie, jakie prezentuje np.: Bon Jovi. Jednym z ciekawszych dla mnie utworów jest Bebop, który zawiera w sobie mnóstwo pokręconych fraz, arytmicznych improwizacji, grania lekko Crimsonowego. Ciekawie wypada chórek męski z „bebowaniem” wokalisty gdzieś na drugim planie, a samego wokalistę należy dodatkowo pochwalić za piękne i mocne wrzaski bardzo pasujące do tego utworu. Ostatnie pięćdziesiąt sekund to wielki ukłon w stronę King Crimson. Przedziwny bas, bębny i szarpana gitara. Kolejny utwór Honesty to znakomita, króciutka balladka o miłym brzmieniu. Get Away to utworek kojarzący mi się z Whitesnake czy w pewnych frazach z Transatlantic. Sooner Or Later to najdłuższy (trwa aż siedem minut) utwór na tej płycie. Czy dziąki temu jest najlepszy, najciekawszy? Trudno powiedzieć. Jest to utwór spokojny, lekko kołyszący – nadający się wprawdzie bardziej do słuchania i rozmyślań, niż do przytulanego tańca. Jednak od trzeciej minuty zaczyna się rozwijać w kierunkach bliskich zespołom z Delerium Records a także ku Joemu Satrianiemu – w partiach gitary oczywiście - i mam tu na myśli głównie partie z albumu >Time Machine. Spokojniutki podkład i piękne długie pasaże gitarowe. Tak to najlepszy numer tego albumu. Lecz poczekajcie do końca, na ostatnie dwie minuty. Będzie... Bam
Nie zapominajmy także o innych zespołach w których muzycy się udzielają: Doug Pinnick to współtwórca The Mob (ich debiutancki album ukaże się pod szyldem Frontiers ), Ty Tabor to jeden z trzech filarów The Jelly Jam Jerry Gaskill zaś, oprócz kariery solowej, grywa okazjonalnie w innych projektach.