O tym, wyglądającym jak skrzyżowanie trupy cyrkowej z imagem a’la true goth, nietuzinkowym zespole zza oceanu chciałem napisać już dawno temu. Tak się jednak jakoś złożyło, że zamiast ich debiutanckiego albumu – „Grand Opening And Closing” – recenzji doczekał się krążek projektu Charming Hostess, w którym udziela się podstawowa trójka muzyków SGM: Carla Kihlstedt, Dan Rathbun i Nils Frykdahl (nagrywająca również z innymi zacnymi składami, które polecam Państwa uwadze, np.: Tin Hat Trio, Faun Fables czy Idiot Flesh). Jednakże co się odwlecze, to nie uciecze! W trzy lata po debiucie ukazuje się bowiem kolejny krążek formacji, zatytułowany „Of Natural History”, który pozwolę sobie wziąć pod lupę.
W porównaniu do „Grand Opening And Closing”, album ten jest niewątpliwym krokiem do przodu, prezentując nieco bardziej spójną i zwartą koncepcję, aczkolwiek pod tym względem wciąż pozostawia sporo do życzenia, po kolei jednak… Przede wszystkim obecnie skladu dopełnia aż trzech perkusistów(!!), przez co instrumentarium wykorzystywane na tej płycie jest doprawdy imponujące i ma spory wpływ na muzyczną zawartość krążka. „Of Natural History” brzmi naprawdę potężnie, a warstwa rytmiczna robi niesamowite wrażenie: bębenki, dzwonki, grzechotki, rozmaite przeszkadzajki czy koronkowe aranżacje rozsiane są na tej płycie niczym ziarenka piasku na plaży. Jeśli dodam do tego fakt, że udziela się tu czwórka wokalistów, a zespół nie stroni od mocnego basu i ciężkich gitar, robiąc dobry użytek ze wszystkich dostępnych mu środków, będziecie mogli wyobrazić sobie Państwo ile dzieje się na tej płycie!
Pod tym względem „Of Natural History” można by więc nazwać „złym bratem bliźniakiem” ostatniego krążka Pain of Salvation – „Be”. Oba dokonania łączy bowiem niemal barokowy przepych i teatralne zadęcie, w przypadku SGM podawane jest ono jednakże w sposób ironiczny, prześmiewczy, zabarwiony brzmieniowym „brudem” oraz eksperymentalnym nerwem, dzięki czemu album ten wypada znacznie ciekawiej. W muzyce tej spotykają się Zappowskie poczucie humoru, progresywność King Crimson, ciężar i schizofreniczność Korn (raczej z czasów „Life is Peachy”, a więc okresu kiedy zespół ten miał jeszcze coś ciekawego do powiedzenia), eklektyczność Mr. Bungle oraz niepokojąco-apokaliptyczna atmosfera niczym ze ścieżki dźwiękowej do Twin Peaks czy Dziecka Rosemary. Do tego dochodzi rewelacyjna wartwa wokalna, nadająca muzyce nieco teatralnego i tajemniczego posmaku. Carla śpiewa tu chyba najlepiej w całej swej karierze, lecz przechodzące od nawiedzonych mruczanek do opętańczego krzyku, wokale męskie nie pozostają daleko w tyle.
Wszystko to sprawia, że „Of Natural History” jest niewątpliwie albumem ambitnym i wymagającym, co samo w sobie powinno wywołać charakterystyczny błysk w oku każdego szanującego się prog-fana. Generalnie jednak wydaje mi się, że zespół wpada w tą samą pułapkę, co wspomniane Pain of Salvation. Ciekawe ornamenty i nietuzinkowe rozwiązania giną w ogólnym natłoku nikomu nie potrzebnych dźwięków, które tylko rozmywają obraz całości. Momenty iście genialne sąsiadują tu dłużyznami i „progresywnością na siłę”, co znacznie obniża końcową wartość płyty. Postęp jednak jest i być może z trzecią płytą Sleepytime Gorilla Museum uda się wreszcie w pełni mnie zachwycić. Tymczasem mamy dość ciekawe „Of Natural History”, któremu – wydaje mi się – warto dać szansę. Jedno bowiem trzeba im przyznać: brzmią jak żaden inny zespół na tej planecie!