Kiedy padli i Staropoli, i Holzwarth, i Lotta i Lione, Turilli został sam. Odrzucił wówczas tarczę i oburącz chwycił topór. Pieśń mówi, że ostrze topora dymiło później od czarnej krwi trollów, gwardzistów Czarnej Królowej, póki nie skruszało, a za każdym razem zadając cios Turilli wołał: nasza muzyka jest wciąż świeża i progresywna ! - Siedemdziesiąt razy powtórzył ten okrzyk, lecz w końcu wzięli go żywcem z rozkazu Królowej: orkowie obejmowali go i czepiali się rękami jego odzieży, nie puszczając nawet wtedy, gdy odrąbywał im ramiona, a było ich wielu i przybywały coraz to nowe chmary, aż wreszcie Turilli upadł nakryty mrowiem napastników. Wtedy związano go szydząc z pokonanego. Tak zakończyła czwarta bitwa w obronie świetności Rhapsody, gdy słońce zniknęło za morzem. Noc zaległa we włoskim prog-symfonicznym, speed-metalu i zerwał się od Zachodu potężny wicher.
Kiedy przebrzmiały te słowa krąg otaczających mnie młodych wojowników wyraźnie sposępniał, a ten i ów miał nawet łzy w oczach.
- Turilli i Rhapsody nie mogli tak okrutnie skończyć dziadku Dobasie - wyszeptał wreszcie jeden z nich - nie tak okrutnie...
Zafrasowałem się przygładzając długą, siwą brodę starego frustrata. Kimże w końcu jestem, by psuć legendę tego zasłużonego zespołu ? Powiodłem po nich oczyma, po tych młodych, żądnych przygód, śmiałych twarzach.
- Dorzućcie drew do ognia - zawołałem - nalejcie znów do dzbana !
Po czym zacząłem z zupełnie innej beczki:
W oczekiwaniu na czwartą odsłonę sagi Emeral Sword przewidywaną na luty 2002 r. Rhapsody uraczyło swych fanów mini-albumem (choć trwającym przecie ponad 40 min.) - Rain Of Thousand Flames. Styl zespołu nie wykazuje najmniejszych tendencji ku zmianom, ale w końcu to kolejne części jednej, wielkiej opowieści. Słuchając recenzowanego albumu nie ma co narzekać - pod warunkiem, że ktoś ceni manierę Turilli i spółki. Tak naprawdę to można się nawet zachwycić. Prym wiodą dwie, długie kompozycje - Queen Of A Dark Horizons oraz The Wizard's Last Rhymes - obie oparte na zapożyczonych tematach. W Przypadku Queen... jest to główny motyw ze ścieżki dźwiękowej thrillera "Phenomena" Dario Argento. Utwór przyjemnie galopuje sobie w starym, dobrym stylu Rhapsody, aż tu nagle dochodzimy do około dziesiątej i pół minuty słysząc... charakterystyczny dla Sisters Of Mercy podkład perkusyjno-basowy z płyty Floodland, a dokładniej ze świetnego kawałka Lucretia - no, no, no - po Włochach trudno się było tego spodziewać, ale jakże miły to smaczek. W ogóle udana to suita, gdzie usłyszeć też można ojczysty język naszych bohaterów. The Wizard's Last Rhymes jawi mi się lepszym jeszcze dokonaniem - tym razem zwrócono się w stronę muzyki klasycznej biorąc na tapetę słynny motyw z symfonii e-moll " Z Nowego Świata" Antonina Dvoraka. W wykonaniu Rhapsody całość brzmi oczywiście jak najbardziej potężnie i majestatycznie, dodatkowo ta wspaniała melodyka... Omawiana kompozycja wchodzi w skład większej struktury - Rhymes Of A Tragic Poem - The Gothic Saga, która jednak, wyraźnie podzielona na cztery kawałki, nie tworzy jednej, muzycznej ciągłości. Na pewno wspomnieć warto jeszcze o tytułowym Rain Of Thousand Flames - rasowym speedowym wymiataczu porównywalnym z Dawn Of Victory lub Holy Thunderforce z poprzedniego krążka, jakkolwiek moja największa miłość pozostaje przy Emerald Sword (Symphony Of Enchanted Lands) oraz The Ancient Forest Of Elves (solowe dokonanie Turilli). Bardzo fajne są instrumentalne, krótkie kawałki - Deadly Omen (klawisze) i Elnor's Magic Valley (skrzypce), z kolei męczy mnie trochę Tears Of A Dying Angel z tym swoim łzawym monologiem. Niemniej co by nie napisać Rhapsody z pewnością nie zawiódł swoich fanów i to jest najważniejsze.
Turilli, Staropoli, Holzwarth, Lotta i Lione spięli konie, dobyli mieczy, po czym pomknęli w kierunku obleganych wieżyc Elnor tudzież Thorald. I było to tak jakby wraz z nimi jechał świt.
W recenzji wykorzystano fragmenty opisu Nirnaeth Arnoediad (Silmarillion) w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej - Czytelnik, Warszawa 1990.