Dave Bainbridge to mało znany jeszcze w Polsce artysta, dotąd bardziej kojarzony z zespołem IONA. Jednak przyszedł czas na solowe dokonania, Dave pozbierał kilkanaście produkcji, które w dłuższym okresie czasu zaczęły pojawiać równolegle do repertuaru Iony, po czym w 2004 roku wraz z grupką muzyków postanowił wydać to pod nazwą "Veil of Gossamer".
Utwory z mocno zróżnicowanym czasie, utrzymane w zbliżonej stylistyce, po krótce trzymające klimat zielonych wysp czyli spokojne balladowe wręcz melodie połączone z folkowymi przebłyskami, klimatem łączące w sobie coś z Oldfielda z "Songs..." i "Voyager", Clannand, Colina Bassa, Petrucci & Rudess i naturalnie Iony. Utwory są bardzo sympatycznie zaranżowane jednak mocno stonowane. Nie spotkamy tu mocnych wyskokowych utworów, jakkolwiek myślę o tej muzyce zawsze jednak przed oczami mam okładkę z bardzo udanej płyty Colina Bassa "An Outcast of the Islands" i dokładnie w tym klimacie skomponowane utwory wykonane z porównywalną dokładnością przyznam pasują mi najbardziej.
U Dave'a ten charakter wyspiarski jest wręcz bardziej symfoniczny i folkowy jak u Colina. Co łączy tą muzykę? Faktycznie nic. Audytorium - stąd to porównanie. Jednak kiedy słucha się Dave'a ma się wrażenie przebywania w lasach Sherwood i zaraz wyskoczy kilku ziomali z łukami aby hmmm czy właściwie będąc na fali zobaczymy Shire z zamieszkującymi go hobbitami ... no te klimaty wiecie ;) I tu właściwie to porównanie do Clannand czy "Voyager" Oldfielda.
Ale w drugą stronę wystarczy przy tej muzyce zamknąć oczy aby odsunąć wszelkie porównania daleko od siebie. Po lekturze "Over the Waters" i "Veil of Gossamer" ciężko się od płyty oderwać.
Ta delikatna i subtelna struktura utworów powodują, że bez odpowiedniego nagłośnienia i pomieszczenia poprawny odsłuch nie jest możliwy. Tym też znacznie różni się od Odlfielda, który jednak stawia na harmonię i instrumentarium. Dave wykorzystuje wiele ciekawych zestawień folkowych, ze współczesnych brzmień naturalnie klawisze i gitara oraz sekcja rytmiczna ale w połączeniu z tradycyjnymi brzmieniami wypadają bardzo okazale - co można zauważyć ot choćby w Over the Waters czy The Everlasting Hill gdzie Dave sięga po wirtuozerię przypominając bardziej Johna Petrucciego z "An Evening with..." albo Steve'a Vai'a.
Album ma warstwę liryczną, nie jest to czysto instrumentalna pozycja, w wykonaniu trzech miło brzmiących głosów. Cóż więcej można napisać? Tarkus był jak na moje oko zbyt surowy dla tego albumu, choć jestem równie wymagającym słuchaczem, to uważam że ten krążek jest wart wyższej oceny. Choćby właśnie za podejście do kreacji klimatu oraz bogatą prawie filmową aranżację.
Drodzy czytelnicy - jeżeli nie są obce wam dźwięki Oldfielda, Clannand - podobała wam się produkcja "An Evening with John Petrucci & Jordan Rudess" czy album "An Outcast of the Islands" Colina Bassa oraz lubicie zespół Iona - nie zastanawiajcie się nad tym krążkiem, ponieważ warto. Słuchać nocą, przy zgaszonym świetle!