Nazwa Warchitect pojawiła sie kiedyś w jakiejś dyskusji na tematy około-techniczne. Od razu też nasunęły się skojarzenia ze Spiral Architect, jednakże w tamtej chwili nie znałem nawet jednego dźwięku Warchitecta. Teraz znam i okazuje się, iż z kultowym już, sławnym norweskim bandem Holendrzy nie mają nic wspólnego. Niektórzy pewnie westchną że szkoda, ja jednak będę twierdził, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Pomimo faktu, iż Warchitectowi bardzo daleko do poziomu Spirali, a i sama muzyka jest zgoła inna, to i tak tworzą interesującą porcję metalowych dźwięków. Płyta 'A Sea of Red' to drugie wydawnictwo Holendrów, zrealizowane w 2004 roku w całości własnym sumptem. W sumie nie należy się dziwić, bo ta muzyka mogła by wypłynąć z powodzeniem jakieś 10 lat temu, kiedy techno-thrash odnosił jeszcze całkiem spore sukcesy. A tak o tym gatunku już pewnie większość zapomniała. Może więc Warchitect będzie tą grupą, która odświeży trochę sędziwy styl.
Pierwsze skojarzenia biegną ku scenie niemieckiej - jakiś późny Deathrow, może trochę Mekong Delta, choć Warchitect jest dużo mniej pokręcony a bardziej melodyjny. Słychać to już od pierwszego kawałka 'Fortress Stalingrad', w którym odbija się echo Life of Agony, a to za sprawą czystych wokali, które barwą przypominają Keitha Caputo. Skoro już jesteśmy przy wokalach to warto wspomnieć, że gros kawałków na płycie reprezentuje styl agresywnego śpiewania. Trochę tu Schuldinerowej barwy, trochę Johna Tardy z Obituary, trochę też nowoczesnej stylistyki rodem z metalcore'a. Aczkolwiek jakbym miał wymienić największe podobieństwo wokalne, to wybór pada jednak na Tardyego. Głos Frankiego Reischa nie jest tak głęboki, zaś główne podobieństwa wynikają z podobnej maniery śpiewania.
Zostawmy już jednak wokalizy i zajmijmy się muzyką. Grupa Death z pewnością odcisnęła swoje piętno na muzyce Warchitect. Słychać to szczególnie w podziałach kawałków 'The Evil is That Evil Does' oraz tytułowym 'A Sea of Red'. Reszta utworów nie odbiega poziomem od w/w, co w efekcie daje całkiem spójny kawałek muzy.
Są też małe niedociągnięcia tu i tam, szczególnie w partiach bębnów oraz w brzmieniu. Te pierwsze są zbyt słabo zaaranżowane, dzięki czemu ma się czasem wrażenie, że pałkerowi brak fajnych pomysłów. Poza tym brzmienie perkusji jest zbyt sterylne a stopy brzmią dość płasko. Pamiętajmy jednak że to własny sumpt, więc budżet ograniczony. Warto natomiast zwrócić uwagę na partie basu, które nie dość że są dobrze słyszalne to jeszcze są niewątpliwie fajnie zagrane. Uzupełniają i ubarwiają całą muzykę.
Kolejna sprawa to brzmienie ogólne - trochę za bardzo archaiczne, przydało by się więcej ciężaru i mięcha dla gitar. Poza tymi drobnymi usterkami Warchitect prezentuje bardzo fajną, dynamiczną, interesującą muzykę, mogącą przyciągnąć zarówno zwolenników technicznego thrashu, bądź thrashu w ogóle, death maniaków, oraz tych wszystkich, którym nieobce są agresywne dźwięki z lat 90-tych.
Na koniec warto dodać, iż Warchitect jest jedną z nielicznych grup, które graja w takiej stylistyce i robią to dobrze. Nie ma się absolutnie wrażenia zżynki. Są bardziej interesujący niż całe stado 'powstałych z martwych' zespołów nurtu thrashowego, które święcą swego rodzaju comeback. Holendrzy zasługują na uwagę i życzenia powodzenia w dalszej drodze. Na ich porządną muzykę zawsze znajdzie się miejsce, mimo iż w sumie nic odkrywczego nie robią.