ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Dagmahr ─ My Magnificient Instability w serwisie ArtRock.pl

Dagmahr — My Magnificient Instability

 
wydawnictwo: Ipso Facto 1997
 
1. In Every Failure - 10:00
2. Paradox #1 For Two Pianos - 1:52
3. Destiny - 7:15
4. Just In Words - 5:14
5. A l'aube de... - 2:26
6. Leaving For Paris 16:14
 
Całkowity czas: 43:03
skład:
Mathieu Lessard - voc,git / Yves Hallee - bass / Pierre Massicotte - key / Philippe Lachance - dr / Muzycy dodatkowi: Veronique Turcotte -violin, Simon La Pointe - cello, Andree Bilodeau - violin Inti Manzi - violin, Patricia Higgins - alto
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
14.11.2001
(Recenzent)

Dagmahr — My Magnificient Instability

Kanada w natarciu ! Coraz więcej zespołów z ojczyzny Rush atakuje uszy europejskich fanów szeroko rozumianego art-rocka i można się z tego tylko cieszyć. Mieliśmy już do czynienia z Heaven's Cry i ich wizją połączenia progmetalu z progrockiem zaserwowaną na płycie Food For Thought Substitute, mieliśmy metalowo-neoprogowy Silent Exile, mieliśmy zrecenzowany przez Nacza grający progressive-jazzrock Spaced Out, na swoją kolejkę do opisu czeka Hamadryad uważany za cięższy odpowiednik słynnego Yes. Niemniej zanim o arcyciekawym Hamadryad słów kilka o debiucie innych jeszcze chłopaków z Kanady - formacji Dagmahr przedstawiającej płytkę My Magnificient Instability. Album ma już cztery lata, ale naprawdę warto przybliżyć tę muzykę - każdy moment jest dobry.

Panowie w ogólności serwują nawiązujący do wielu uznanych grup progrock doprawiony, malutkimi momentami, akcentami zbliżonymi do progmetalu. Akcenty te są wyczuwalne, niemniej nie mogą one przesłonić i nie przesłaniają wizerunku całości. Pisanie o muzyce tej formacji jest o tyle kłopotliwe dla mnie, iż burzy ona wygodną dystynkcję pomiędzy dwoma wspomnianymi powyżej gatunkami współczesnego progresywnego grania. Zasada: słyszymy metalowy riff to od razu wrzucamy krążek do progmetalowego worka nie sprawdza się tutaj. Pojawiające się w jednym ledwie utworze cięższe zagrywki li tylko urozmaicają lżejszą formułę albumu nie zmieniając w żadnym wypadku jego oblicza - na pewno nie jest to progmetal i dlatego wszystkich znużonych nieco modą, która zdaje się panować na Caladanie (ale która jest jedynie konsekwencją wielkiej ilości ciekawych płytek i doprawdy niewielkiej ilości osób, którym chce się coś napisać) zapraszam do zapoznania się z wydawnictwem My Magnificient Instability, albowiem przed nami ciekawy, rasowy progrock z Bieg.... eee... to znaczy zza Atlantyku.

Na początek rozprawmy się z tymi podobno, progmetalowymi akcentami - to kompozycja Destiny. Na stronie dystrybutora muzyki Dagmahr - www.lasercd.com napotkamy info, iż na płycie słychac nawiązania do Anekdoten. Dodajmy - nie tylko Anekdoten, ale i w ogóle King Crimson. Tyle tylko że Kanadyjczycy ... nie używają w ogóle mellotronu. Zamiast tego chłopcy postanowili doprawić trochę ową czasami przyciężką gitarę Frippa na swój sposób i w efekcie wyszło to co wyszło - obok cięższego podkładu natrafimy też na punktowe uderzenia (tu jednak w wersji ciut złagodzonej) trochę w stylu Magellana z początku Magna Carty (Hour Of Restoration) czy Dream Theater z finałowej, instrumentalnej odsłony Innocence Faded (Awake). Niemniej to tylko radośnie wyłapane przez zakutego progmetalofffca wpływy jego konika - Destiny prezentuje znacznie większe bogactwo muzyczne. Słyszeliście Asgard sprzed zmiany stylu na styku albumów Arkana/Imago Mundi ? Znajdziecie tu podobne wokalno - muzyczne partie jak śmiem sądzić. Lubicie smyki ?

Uch....przy tym zatrzymajmy się dłużej. Smyki ! Panowie z Dagmahr zaprosili do współpracy przy realizacji My Magnificient Instability muzyków obsługujących tak skrzypce, jak altówkę i wiolonczelę - efekt jest po prostu znakomity, o mellotronie można już zapomnieć, nie jest on w tym kontekście do niczego potrzebny. Destiny broni się zwłaszcza poprzez partie smykowe, a zresztą nie tylko on - cały album błyszczy tu jak zarodek złota w dolinie tradycyjnego klawiszowo - gitarowego pogrywania, piękna sprawa. Z drugiej strony Frippowsko - Anekdotenowska gitara też nie próżnuje przewijając się mile przez wspomniany kawałek, a i przecie całokształt albumu. Zaiste niezła, wybuchowa rzekłbym muzyczna mikstura.

Otwierający płytę In Every Failure to piękny fortepianowy początek, po którym natychmiast odzywają się smyki wprowadzające ową niesforną w melodyce karmazynopodobną gitarę. Ten świetny utwór nie sposób opisać opierając się li tylko na wychwyconych zapożyczeniach. Można wskazać jeszcze jakieś tam nawiązania do Marillionu z Fishem, choć głos Lessarda na pewno rybny nie jest, ale na dłuższą metę... po co brnąć w takie podejście ? Lepiej dać się porwać 10 minutom świetnego, eklektycznego, progrockowego grania bez kompromisów i odczucia nudy. Drobiazgowe analizy zwykle zabijają radość z chłonięcia naszej ulubionej, art-rockowej muzyki, tak świeżej na dodatek w różnorodności jak ta. Oprócz brzmień smykowych (to łatwych do zanucenia to frapujących) napotkamy i na ładne partie wysokich klawiszy i na pełną pasji, bardziej neoprogową, a więc mocno melodyjną gitarę. Na dodatek kompozycja prezentuje przemyślaną strukturę formalną z pięknym, delikatnym finałem. Cóż za udany początek ! Tytuł kolejnej odsłony - Paradox #1 For Two Pianos mówi sam za siebie - króciutki, acz bardzo ładny, trochę niespokojny w wyrazie stylizowany fortepianowo kawałek. O Destiny już powiedzieliśmy zatem czas na Just In Words. Z początku samotny wokal, trochę deklamacji i znów słychać ten dawny Asgard - nic nie mogę poradzić, iż tak właśnie to odbieram. Oczywiście to nie koniec inspiracji - powraca ładny neoprog z długą, praktycznie trwającą do końca sekwencją klawiszową - uwielbiam takie przeskakiwania, na dodatek te wszechobecne smyki, ach... A l'aube de pachnie mi niektórymi nagraniami Nymana - wiolonczela tudzież skrzypce tworzące frapującą, wydumaną melodycznie całość - chciałoby się więcej i więcej a tu już czas na finałową dla krążka suitę Leaving For Paris. Spisując dla potrzeb niniejszej recki notatki poświęciłem ostatniemu kawałkowi pół strony zeszytu formatu B5, niemniej wyartykułować pragnę niewiele: bardzo to zmienna, ciekawa muzyka nawiązująca między innymi do genialnych dokonań Yes z lat 70-tych. Oprócz tego słyszymy wciąż nieco King Crimson, Marillion tudzież bardzo dobrego neoprogressive, może czasami wokal nie do końca staje na wysokości zadania, ale nie ma co narzekać - ten kanadyjski undergroundowy progrock broni się jak może, z każdym dźwiękiem coraz lepiej ! Napotkamy nawet na malutki fragmencik lżejszego Payne's Gray, choć to zapewne wina mojego rozmiłowanego przeczulenia na punkcie tej wybitnej niemieckiej (byłej niestety) kapeli łączącej progrock z progmetalem na poziomie nieosiągalnym dla większości konkurencji.

Słuchając Leaving For Paris łapię nagle siebie samego na nieustannym zmienianiu wystukanych słów bo za każdym razem odzywają się echa innych nawiązań - najlepszy to znak by dać sobie spokój z tą sztuką dla sztuki. Od dawna zresztą twierdzę, iż najtrudniej, a przy tym nieco bezcelowo, starać się opisać kilkunastominutowe kawałki - to właśnie tutaj trudność w tańczeniu o architekturze wychodzi jak na dłoni. Można li tylko nieudolnie zarekomendować utwór licząc na upór Czytelnika przebijającego się przez zapyziały, rodzimy rynek. IMHO muzyka Dagmahr dla wszystkich art-rockowców warta jest najwyższych starań. Uwierzcie mi drodzy Czytelnicy bo choćbym na rzęsach stawał nie potrafię uczynić już nic więcej. Kanadyjczycy w natarciu ! Dajcie im szansę zaistnieć w Waszych uszach i sercach.

Podziękowania biegną dla DDarka, który wyrąbał kilofem tę zacną płytkę na jakimś zapomnianym przez Boga i ludzi polarnym biegunie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.