Pojawiła się wiosną roku 2003. Niezbyt długa EP-ka troszkę ponad 30 minut zespołu składającego się z czterech muzyków: Jan Madeja, Wojciecha Pielużka, Tomasza Trojnara i Krzysztofa Tułeckiego. Wiemy, że dwaj pierwsi są z Wrocławia i przypuszczam, że dwaj następni z Prudnika, ale… Muzyka na płycie jest bardzo, łagodna i miła dla ucha. Rozpoczynający płytę utwór ‘The Thin Line Between Seven And Eight’ najdłuższy czasowo i tytułem, wita nas pasażem gitarowo-klawiszowym, by po minucie pozwolić dołączyć reszcie zespołu. Utwór jest nastrojowy, choć nie jest w sptanie dokopać nam od początku – nie taki jest jego zamiar. Wrażenie delay’u które się pojawia przedstawia nam charakterystyczne dla zespołu fascynacje rockowe. Jest to jednocześnie jedyny utwór instrumentalny na płycie i śmiało twierdzę, że zdecydowanie najlepszy. Następne utwory są równie interesująco zagrane, lecz pojawia się w nich wokal. I jeśli w ’Residue’ śpiew Wojtka jest lekko słyszalny i nie niszczy moich wrażeń słuchowych aż tak bardzo, to później nic już się nie poprawia. Głos jest przepuszczony przez sprzęt i nie jest zupełnie czystym – co słychać na koncertach. Muzycznie następne utwory są bez zarzutu, choć słychać fascynacje Porcupine Tree czy Marillion – jest OK.
Jednakże w poszczególnych utworach sposób śpiewania w ogóle się nie zmienia, jest on cały czas taki sam, cichy i jakby zaszyty pod instrumentarium. Bardzo interesująca gitara w ‘Fading Away’, w śpiewaniu pomaga sprzęt – na koncercie perkusista czyli Tomasz (wokal harmoniczny). Znajomo rozpoczyna się ‘Forgotten Se’a – to wejście piano jest charakterystyczne dla… to już zostawiam słuchaczom. Niestety na EP-ce perkusistę zastępuje automat, co słychać i co z pewnością obniża jakość nagrania, jednak na kolejnej – być może się uda zgrać wszystko razem. W trzeciej minucie pojawia się szybka wstawka oparta na… klasyce – nie jest to Bach w wykonaniu Yngwie’go J. Malmsteen’a – lecz tym pachnie. Ładne przejście w piano solo i szum morskich fal – przypomina mi się dzieciństwo w Trójmieście. Naprawdę ładny utwór. ‘Together Alone’ to wejście w świat Porcupine Tree – najbardziej charakterystyczne zapozyczenia na płycie i niestety nic szczególnie nowego. Ostatni zamykający utwór ‘In My Memory’ też jest ciekawy i to chyba jedyne miejsce gdzie Wojtek śpiewa przez chwilę troszkę mocniej. Nie wiem… nie jest to chyba to czego bym oczekiwał. Bardzo jednak mi się podoba gra gitary – ta mini solówka ma w sobie to coś, dla którego się do tego utworu wraca.
Czego mi tu brakuje? Utwory ze śpiewem są standardowe intro-zwrotka-refren-zwrotka-refren-solo-refren-outro. Przydałoby się coś zaskakującego. Ale to tak naprawdę nawet nie jest demo (według zapewnień zespołu) więc czekajmy na porządne zmiksowanie, zagranie w pełnym składzie. Na plus jest to, że EP-ka w środku zawiera teksty – co się nieczęsto zdarza.