Z rosnącym zainteresowaniem przygladam się od jakiegoś czasu włoskiej scenie
technicznego, agresywnego grania. I sam się dziwię, jakiż potencjał tkwi w tym,
wydawałoby się, bardzo nie-metalowym kraju. Począwszy od genialnego Gory Blister,
kończąc na recenzowanym tutaj Aydra, Włosi rosną w potęgę. I mimo, iż tak naprawdę
rzeczy wybitnych jest jak zwykle mało, to bardzo porządnych, ostatnio wydanych krążków
można by kilka znaleźć. Niewątpliwie do tej grupy należy Właśnie Aydra, która jednakże
nie jest żadnym nowicjuszem na scenie. Kilka lat temu ukazała się bowiem debiutancka
płyta, która zdrowo namieszała w światku technikaliów. Nosiła ona tytuł "Icon of Sin"
i była niekiedy określana jako następca słynnego Atheist. Cóż, można by się spierać,
czy rzeczywiście da sie dogonić niedościgniony wrzorzec, jednak nie można było odmówić
debiutanckiej płycie Włochów ambicji i niekonwencjonalnego podejścia do grania metalu.
Po debiucie, słuch o zespole na parę lat zaginął, ale okazało się, iż grupa
przetrwała, by w tym roku wydać swój drugi krążek, zatytułowany przewrotnie
"Hyperlogical Non-Sense". Wydaje się, że po muzyce zaprezentowanej na "Icon of Sin"
zbyt wiele nie zostało, co absolutnie nie znaczy, że Aydra zaczęła grać glam rocka.
Wprost przeciwnie - Aydra dojrzała. Dzięki temu na drugiej odsłonie mamy muzykę
przemyślaną, poskładaną jak trzeba, w dalszym ciągu szaleńczą technicznie oraz
pokręconą i wciągającą jak narkotyk. Stylistycznie mieści się to wszystko w granicach
thrash/deathu, z tym że bardziej tego, który znamy z płyt Death niż Atheist. Cóż to
oznacza w praktyce? Oznacza przede wszystkim dorosłość. To tak, jakby pamiętając
szaleństwa młodości znaleźć się nagle w dorosłym świecie, totalnie innym, jednakże bez
porzucania dozy spontaniczności i szaleństwa. Taka właśnie jest nowa Aydra -
jednocześnie dojrzała i spontaniczna. Już od pierwszego kawałka "Vortex of Desire"
jest bardzo technicznie, bardzo melodyjnie i bardzo do przodu. Ten utwór jest
jednocześnie najlepszym na płycie, choć reszta trzyma bardzo dobry i wysoki poziom.
Dużo tu pokręconych fragmentów, nieoczekiwanych zmian tempa, porządnych, melodyjnych
solówek i ciągnących, dynamicznych i agresywnych riffów. Przyspieszenia, zwolnienia i
zakręty - jak na drodze szybkiego ruchu. W sam raz dla zwolenników niekonwencjonalnego
i trudnego grania, któremu trzeba trochę czasu poświęcić. Nie znajdą się tu mdłe
melodie i plastikowe aranżacje. Wszystko brzmi agresywnie i z pokaźną dozą dynamiki.
Przez to płyta jest zwarta, co pozwala słuchaczowi na zanurzenie się w muzyce. Na
końcu krążka mamy nawet mały eksperyment z muzyką techno - do matematycznego
wymiatania dołączono samplowaną pekusję, dzięki czemu zespół osiągnął bardzo
syntetyczne, lodowate brzmienie. Ale to eksperyment. Reszta utworów to wysokiej
jakości techniczny łomot. Jak najbardziej godny polecenia.