W 1998 r. w głowie Mike'a Portnoy'a - perkusisty Dream Theater (moim skromnym zdaniem Johna Bonhama XXI w.) zrodził się pomysł supergrupy, w której skład wchodzić mieli Jim Matheos z Fates Warning na gitarach, Pete Trewavas z Marillion na basie i Neal Morse ze Spock's Beard na klawiszach... Tego pierwszego zmienił jednak Roine Stolt z The Flower Kings, a projekt nazwany został Transatlantic. Premiera płyty przypadała na początek 2000 r. a jej nazwa składała się z nazwisk muzyków tego przedsięwzięcia - Stolt Morse Portnoy Trewavas - w skrócie SMPTe...
Cóż mogę powiedzieć... Otrzymaliśmy 77 minut i 14 sekund progresywnego grania. I to muzyki bardzo świeżej - choć z korzeniami w latach 70-tych. 5 niekrótkich kompozycji z czego jeden to cover In Held Twas in I Procol Harum z płyty Shine On Brightly z 1968 r.
Pierwszy utwór All of the above zaczyna się bardzo ciekawie... Najpierw wejście, ładne solo klawiszowe, następnie bardzo ciekawy riff, solo basowe... Wszystko świetnie i ciekawie - zmieniają wątki częściej niż starzy Genesis... Potem wszystko robi się spokojniejsze - następuje część wokalna. Tak już będzie przez cały utwór - czasem spokojniej czasem ostrzej. I jeżeli jest jakiś słaby punkt tego trwającego 30 minut i 59 sekund (w przybliżeniu 31 minut) kolosa - to są nim "przesłodzone" partie śpiewane... Nie będę się tu czepiał, bowiem niekiedy wokale w całej swej słodkości są wręcz urzekające - ale w kilku momentach ten progresywny i jakże wspaniały utwór zamienia się po prostu w piosenkę. Bywa ;)...
We all need some light otwiera piękne akustyczne intro. Ogólnie jednak utwór ten ma bardziej formę piosenki - więc przesłodzone wokale tutaj nie rażą. No ale cóż to tylko piosenka - bardzo ładna - ale to jedynie taki mały przystanek pomiędzy tym, co było, a tym, co nastąpi...
Trzeci utwór Mystery Train jest najostrzejszym utworem z całego albumu. Przez cały czas jego trwania Pete Trewavas prowadzi bardzo ciekawą linią basu i razem z Portnoy'em nadaje kompozycji bardzo rytmiczny charakter.
My New World rozpoczyna się piękną spokojną pseudo-wiolonczelową melodią. Potem robi się ona coraz bardziej krzykliwa - wchodzi gitara, podniosłe klawisze - w końcu zaczyna się prawidłowa część utworu. Piękne klawisze i delikatny głos... Cały utwór jest taki jakiś poszarpany rytmicznie - przez co bardzo ciekawy. Część instrumentalna to już majstersztyk. Przepiękna, bez dłużyzn, przywodząca na myśl Cinema Show Genesis. Po niej znów delikatna część śpiewana... Muszę przyznać, że to jeden z moich ulubionych utworów. Najlepsze jednak to - że najciekawszy utwór z tej płyty jeszcze przed nami...
Mroczny klimat... W tle mistyczna opowieść... "Well my son, life is like a beanstalk, isn't it?"... Utwór In Held ('Twas) In I jest wprost powalający. Wiem, wiem - to tylko cover Procol Harum - ale jaki! Zaczyna się ostro - tak jak niegdyś zaczynali progowi giganci. Potem ten przepiękny, rozpaczliwy motyw... To jest po prostu niewiarygodne...
Muzyka z tej płyty jest cudowna, wyjątkowa. Naprawdę słychać że cała czwórka włożyła serce w ten album. O umiejętnościach Portnoy'a pisać nie muszę - to jeden z najlepszych żyjących perkusistów. Neal Morse jest naprawdę świetnym klawiszowcem - bardzo przypomina mi Tony'ego Banks'a z Genesis. Roine Stolt gra z ogromnym feelingiem - każde jego solo jest porywające. Pete Trewavas - prywatnie jeden z moich idoli (choć fanem Marillion nie jestem) - również gra jakoś tak... porywająco... Takie połączenie Roger'a Waters'a i Chris'a Squire'a ;). Wszystko to sprawia że SMPTe jest naprawde warta zakupu...