CD 1:
1.The Invisible Man (13:37)/2.Marbles I (1:42)/3.Genie (4:54)/ 4.Fantastic Place (6:12)/5.The Only Unforgivable Thing (7:13)/6.Marbles II (2:02)/7.Ocean Cloud (17:58)
CD 2:
1.Marbles III (1:51)/2.The Damage (4:35)/ 3.Don't Hurt Yourself (5:48)/4.You're Gone (6:25)/5.Angelina (7:42)/6.Drilling Holes (5:11)/ 7.Marbles IV (1:26)/8.Neverland (12:10)
Hm, ... nie mogę nie zacząć od cytatu, którym onegdaj zakończyłem recenzję mojej ukochanej płyty.
„…Wszystko przychodzi i odchodzi, oto istota rzeczy. [...] Nawet ja przeminę, zginę absurdalną śmiercią […]. Zachowawcze kręgi opinii publicznej będą wyć z żalu – ale to bez znaczenia …”
John Gardner. Grendel.
Nie ma przypadku. A ja nie oszalałem. To tylko ... spacer po zamkniętym obwodzie :-) Ale ja wiem, ty wiesz, więc nie mów mi, że są jeszcze jakieś problemy. Zanim jednak wydasz wyrok, posłuchaj, bo do ciebie krzyczą słowa tych pieśni. Czy można żyć marząc o powrotach marnotrawnych synów ? No, pewnie tak, ale co to za życie. Dzieciństwo, które przeminęło, celuloidowe fotografie – szantażujące nasze wspomnienia, wszystko to jest tylko wspomnieniem. Spojrzeniem na małą szklaną kulkę, co przed laty była naszym największym skarbem.
Sam się zastanawiam, jak to możliwe. Rzeczywistość przecież odziera nas z wszelkich złudzeń. Czy warto czekać na coś, co się nie wydarzy ? Czy pokładane nadzieje spełnią się ? A jeśli tak, to czy to nie będzie kres naszych marzeń ? Czy pozostanie owo słynne „time to die” ?
Moje ciało zanika, choć oczy pamiętają
Wyczekiwanie. Świadectwo.
Chłód tak upiorny ... Spoglądam na ulice chroniąc się za drzwiami
W Wenecji, Wiedniu
Budapeszcie, Krakowie i Amsterdamie ...
Wiem, mam stać się niewidzialnym człowiekiem ...
Właśnie, kto poskładał los mój w całość ? Czy ma znaczenie to, że każdy z miesięcy jest jakby wyrwanym z książki rozdziałem. Jest jakby częścią piosenki, w którym rytm zmienia się kilkakrotnie, a każdy z motywów mógłby być tematem osobnej pieśni Ainurów ... Czy rozpatrywać zatem zasadność takiego podejścia ? Zamykać oczy i śledzić kroki drugiej osoby, wymarzonego ideału. Patrzeć na jej drzwi, czuć zapach perfum na schodach. Dotykać dzwonka lecz nigdy go nie nacisnąć ...
No to może wróćmy na chwilę w dawne czasy. Pamiętam koniec dzieciństwa. Pamiętam księcia w białym capri i pamiętam również te chwile, gdy wszystko wydawało się spieprzone na poligonie w Drawsku, gdzie tak naprawdę topiliśmy sumienia przy końcu baru. Czy z tym wspomnień można się wyzwolić ? A jeśli tak, to co może je przywołać na nowo ?
Gdy byłem dzieckiem, miałem kulki, które przyniosły mi podziw i sławę
Były cudowne ... A gra w kulki zawsze była moją ulubioną grą ...
To były czasy. Same się przywołały. Wspominam je, prawie z łzą w oku, bo teraz zewsząd słychać jedynie skrzypienia i szepty w starym domu.
“Nie rań się
Przyjdzie czas, kiedy to wszystko się skończy
Coś innego wyrośnie i zajmie swoje miejsce
Bawiące się dzieci urosną i opuszczą dom”
Dokąd nas to zaprowadzi ? Możemy żyć przeszłością. Tworzyć miejsca pamięci przeszłych pokoleń i pomniki dzieł uważanych za kanon. Możemy patrząc na nasze czasy krzyczeć, że wszystko spieprzone, a nasi żołnierze zaczynają być sławni przez sekundę, lecz zapomniani już na wieki. Nic nam to nie pomoże. Nie da się patrzeć na świat oczami dziecka mając czterdzieści lat. Nie da się mając trzydzieści. Dwadzieścia też. To żadne utracone dzieciństwo. Idziemy na kompromis, wspominamy to co było, ale żyjemy dniem dzisiejszym. Tak trzeba.
I nie ma co płakać, że coś przeminęło. Że bezpowrotnie coś utraciliśmy.
„stary człowiek z ciepłej słonecznej wyspy bez pracy, bez pieniędzy tylko z uśmiechem
Wiesz co mówi?? "przeszłość tylko ciebie nawiedzi"
Żyj dla dzisiaj. Każdy dzień to otwarte drzwi.
Nie rań się”
Dotarło ? Tak, do mnie tak ! Do was też, przecież niedawno widziałem, jak prawdziwe było zdanie, że wszyscy najwięksi dziwacy są tutaj. I nikt nie gapił się na mnie.
Miałem ten powracający sen
Żyłem inny życiem w innym kraju, w innym czasie
To chyba zdanie, które każdemu z nas często w ostatnich dniach wymyka się z ust ... Czy odnieśliśmy sukces, pracując od rana do wieczora, kosztem zdrowia i bliskich, czy też brniemy przez życie z łańcuchami u nóg. Marzymy, że wszystko załatwi za nas dżin wypuszczony z lampy. Oby zatem w chwili zwątpienia nie ominął mnie i ciebie głos ...
Powiedziała, że wewnątrz ciebie jest dom
Strych pełen skarbów, zapomniany park rozrywek
Czekający wewnątrz Ciebie w ciemnościach
Nie porzucaj go
Dokąd pójdziemy ? Wszystko zależy od naszej siły.
Możesz zebrać wszystkich chłopców i dziewczęta na świecie
A ja nie wymieniłbym ich tego ranka na moją chmurę nad oceanem
Opisywanie samotności jest jak rozdrapywanie świeżej blizny. Szukasz wsparcia, pisząc te wszystkie słowa, a tak naprawdę okazuje się, że jest ci dobrze ze sobą. Odrzucony przez tzw. społeczność („patrzcie chłopcy, on jest jak ptyś ... klasa zachichotała) wytycza sobie tylko znane drogi na oceanie. Czy pójście ścieżką, na przekór innym, w pocie i zmęczeniu, gdzie sól jest bandażem na rany zadane przez szorstki sztorm ... ? Czy to łatwiejsza droga ? Niektórzy stukną się w czoło, przecież nie można żyć tylko marząc o chmurze nad oceanem. A Barbados można sobie zafundować każdego lata i to taniej, wykupując jakieś last minut ...
Widziałem zbyt wiele życia, morze stało zostało moją żoną,
a słodka chmura nad oceanem jest kochanką, którą mogę mieć
Aż tu okazuje się, że są tacy, którym nie jest „po-drodze” z wszędobylskim pędem do kariery. Nie szukają poklasku, a bardziej przeraża ich lansowany przez globalny świat ellisowski los Patricka Batemana, który w sumie nieźle wyglądał, ale pod spodem nic mu nie działało.
Widziałem zbyt wiele życia, morze stało zostało moją żoną,
a słodkie chmury nad oceanem będą spoglądały dzisiejszej nocy na moje kości
To jest wybór wymagający uszanowania. To wręcz – zdrowa zazdrość – wszystkich szczurów z wielkich miast, których sumienia jeszcze nie umarły. A smutek w szumie fal, te vangelisowskie pejzaże Kelly’ego, krzyki mew i śpiew gitary wzmagają tylko przygnębienie, że nie mieliśmy sił na ten ruch ku wolności.
Marbles. Marillion.
Doczekaliśmy się ! Nareszcie ! Po tylu latach, po zrzędzeniu na kolejne mniej lub bardziej paskudne płyty i nagrania zespół wzniósł się na wyżyny. Czy to album wyjątkowy ? Z pewnością ! Czy to płyta ponadczasowa ? Absolutnie, tak !
Co jest na niej takiego, co wywołuje dreszcze ? Wszystko ! Prościej napisać czego nie ma. Nie ma marnych kompozycji (nawet The Damage zdaje się mieć swoje zasadne miejsce tutaj). Nie ma minimalizmu poprzednich płyt, nie ma kunktatorskiego „eksperymentatorstwa”. Muzyka i teksty uzupełniają się ... Po prostu ... Zresztą wszystko to dokładnie napisał Paweł, więc nie będę się rozwodził dalej i powtarzał po nim. To inny zespół, niż ten, który pamiętają zacietrzewieni fani sprzed lat. Inna muzyka. Nie ma już osoby, która wówczas ciągnęła zespół do przodu. I po raz pierwszy od kilkunastu lat okazuje się, że taka osoba nie jest potrzebna.
To wręcz niewybaczalna rzecz
Wyciągnąć się w łóżku
Podeprzeć ramieniem i patrzeć
Na pieprzoną angielską pogodę za oknem
Cóż ... p-o-l-e-c-a-m !
ps. Zapomniałbym: są też tacy, co tylko dlatego, że śpiewa tu H napiszą różne paskudne rzeczy o tej płycie. Cóż, jak mówił Borch Trzy Kawki, „są też tacy, którzy przedkładają owce nad dziewczęta. Tylko im współczuć. Jednym i drugim”