BADdo to tylko z pozoru debiutanci, bo każdy kto spojrzy na nazwiska muzyków tworzących tę formację natychmiast będzie wiedział o co chodzi. Zresztą, artyści już tytułem albumu i szatą graficzną rozwiewają wszelkie wątpliwości. Tytuł Kruk i okładka, będąca swoistą reinterpretacją tej zdobiącej trzecią płytę Kruka It Will Not Come Back, są niezwykle wymowne. Bo BADdo tworzą byli muzycy Kruka: Tomasz Wiśniewski, Krzysztof Walczyk, Krzysztof Nowak i Dariusz Nawara a dopełniającym skład formacji jest gitarzysta, Wojciech Bembenek.
Czyli… już wiecie czego się spodziewać. I kompletnie nie mam zamiaru was od tego kierunku myślenia odciągać. Bo ci, którzy cenią sobie albumy Kruka, na których grali ci muzycy, z pewnością się nie zawiodą. Łaskawym okiem spojrzą też ci, którzy lubią klasycznego hard rocka, dobre hard’n’heavy albo piękną „Purpurę”.
Czasami dla siebie klasyfikuję podobającą mi się muzykę rockową, dzieląc ją na dwie proste kategorie o umownych tytułach: „poszukująca i oryginalna” oraz „stare, znane.. ale świetne, bo pełne emocji”. Debiut BADdo zdecydowanie należy do drugiej z nich. Bo gdy słucham tej płyty dostrzegam pięciu doświadczonych muzyków, którzy już z niejednego pieca chleb jedli i nie muszą nic nikomu udowadniać. Grają to, co kochają, albo to, co im w serduchu gra. A ponieważ grają to szczerze, to słychać w tym emocje. Być może to kwestia fajnego wakacyjnego czasu, ale dawno nie słyszałem tak atrakcyjnego polskiego albumu, przy którym chciałoby mi się pośpiewać, tupnąć nogą, pomachać głową albo najzwyczajniej wzruszyć przy nostalgicznej balladzie. Niby wszystko to na rockowy sposób proste, a jednak ujmuje słuchacza.
Dowody w sprawie? Proszę bardzo. Rozpoczynający całość Neverland pędzi do przodu i ma kapitalny refren, następny Gdzieś są ogrody jest pięknie bujająco-funkujący, zaś Miłość po grób to typowy szybki blues rocker z arcyklasycznym riffem. Po co jest ta gra to jeden z najbardziej przejmujących momentów płyty – znakomita, „zawiesista” ballada z mocnym tekstem, z kolei następujący zaraz po niej Złodziej powraca do „starej szkoły” hardrockowania. Nowy dzień ponownie zwalnia i oferuje nie tylko melancholijną melodykę, ale też i świetne Hammondowe solo Walczyka a Przebudzenie świeci ładnym gitarowym unisono w stylu Wishbone Ash. Jeszcze raz to kolejna perła płyty, przy której można mieć ciary a wzmacniać je może dodatkowo kunsztowne gitarowe solo. Płytę kończą równie udane Nie wierzę wam i Tu i teraz. Ten drugi utwór, zaczynający się od słów „Żyj jak chcesz ty sam, bierz swój cenny czas, nikt nie powie Ci, jak najlepiej żyć…” chyba najtrafniej puentuje liryczny przekaz albumu.