Wierzę w przekonanie, że każdy gatunek muzyczny, popularny lub niszowy, oraz wykonawca z długim stażem, który go wykonuje, powinni mieć w swoim dorobku wydawnictwo zasługujące na miano klasyka, bądź arcydzieła. W przypadku sceny elektronicznego hałasu i recytowanego wrzasku projekt Sutcliffe Jugend należy uznać za weterana. Powstały w 1982 roku duet składający się z Kevina Tomkinsa i Paula Taylora posiada status jednego z pionierów na scenie podziemnej, niezależnej neoenergetyki dźwiękowej. Nie oznacza to jednak, że panowie stworzyli jakieś przełomowe, czy szczególnie wyróżniające się dzieła, a raczej standardowe rzeczy w oparciu o głośną częstotliwość kakofonii i syntetyczny jazgot z obowiązkowym wydzieraniem paszczy i gloryfikacją przemocy oraz patologii typowej dla nurtu tzw. power electronics i death industrial. Czasami wdzierały się tam próbki ambientu bez większego znaczenia dla odbioru ogólnej całości. Nadszedł moment wydania albumu Relentless, a ja natrafiłem na niego w poszukiwaniu czegoś specjalnego i nietypowego, czegoś, co być może zna niewiele osób, zupełnie poza mainstreamem, w kontrze do muzyki popularnej, będącego wręcz zaprzeczeniem muzyki otaczającej nas zewsząd z internetu, radioodbiorników, list przebojów, pierwszych stron muzycznych gazet i recenzji wyrastających jak grzyby po deszczu. A jednocześnie materiału, który rzadko się zdarza, czegoś w rodzaju kochaj albo rzuć, tylko nie przejdź obojętnie.
Na wstępie wystarczy spojrzeć na okładkę. Później na ilość utworów podzielonych na cztery dyski. SJ zafundował niemalże epicką rzecz. Zawartość? Napisać, że jest to ostra, popaprana, opresyjna, bezkompromisowa, ciężka i ciemna jazda, to niewiele napisać. Nie jestem pewien czy Tomkins był pod wpływem jakichś środków odurzających nagrywając te obłąkane „wokale”, czy przeżył jakieś traumy, zebrał je do kupy i tutaj uzewnętrznił. Dawno nie spotkałem się z tak mocno zaburzonym wykonaniem i ekspresją, nawet jak na standardy poszarpanych eksperymentów postindustrialnej sieki z domieszką dark ambientu i noise’u. Już pierwszy kawałek nie daje złudzeń ani wątpliwości z czym będziemy mieć do czynienia. Dalej jest niewiele normalniej i lżej, Sutcliffe Jugend nie ogranicza się wyłącznie do „ogłuszaczy” i maniakalnych fraz. W drugim rozdziale stawia też na mroczny, prawie filmowy vibe np. Different (I Am A Slave), podobna, deliryczna wizja powraca w trzecim akcie (Scars).
W połowie płyty robi się nieco powtarzalnie z typowym electro brudem i zniekształconym, zdeformowanym krzykiem Tomkinsa. Czasami ma się wrażenie, że razem z kolegą szydzi ze słuchacza i nie ma zamiaru niczego mu ułatwiać. Wręcz przeciwnie, robi mu pod górkę aż do końca. Wystawia na próbę nerwy, uszy i wytrzymałość odbiorcy. Jeśli myślałeś, że ostatni utwór Stripped ma coś wspólnego z piosenką Depeche Mode, to nic bardziej mylnego. Sutcliife Jugend może być jedynie Mr. Hyde’m kultowej grupy, a właściwie też już duetu z Basildon.
Relentless pomyślany prawdopodobnie jako zwieńczenie działalności Tomkinsa i Taylora jest przy odsłuchu wyczerpującym i konfrontującym doświadczeniem. Jeśli sięgniesz po ten album, spodziewaj się wyzwania, braku norm i zasad. Nie odważę się nazwać go klasykiem, czy arcydziełem, o czym wspomniałem na początku. Nie jest to wszakże zwyczajna płyta jakich wiele w swojej materii. Trudno poddać ją ocenie w normalnych kategoriach. Sutcliffe Jugend dowodzą, że są doświadczonymi wyjadaczami w temacie elektronicznego nihilizmu, a ich twórczość nie przyjmuje ustępstw. Czy jesteś na to przygotowany?