Przyznam otwarcie i to z lekkim zawstydzeniem, że niewiele, do momentu otrzymania tej płyty, wiedziałem o Guitars Project. Tymczasem historia tej szczecińskiej formacji ma już ponad trzydzieści lat! Projekt założyli w 1991 roku Dariusz Krzysztof Kurman i znany z grupy Hey, Marcin Żabiełowicz. Muzycy mają też na koncie występ na legendarnym festiwalu w Jarocinie, gdzie ponoć zaintrygowali publiczność i ówczesną muzyczną branżę. Tyle tytułem historii, jednak to nie ona jest najważniejsza a muzyka, którą generują na Psychomelodica panowie Kurman – Wojciechowski – Karalis – Pawelec (ten ostatni, jak zasłyszałem, tu akurat nie gra, ale tworzy zespół w jego koncertowej odsłonie) wraz zaproszonymi gośćmi.
Zacznijmy przede wszystkim od tego, że projekt para się instrumentalnym graniem. Jedenaście, niezawierających wokaliz, często rozbudowanych, numerów może powierzchownie przywoływać obraz energetycznego, rockowego grania, w którym, jak sama nazwa projektu wskazuje, prym wiedzie gitara pod różnymi postaciami, od świetnych, soczystych riffów, poprzez wyrafinowane i niekiedy karkołomne solowe figury i wreszcie po akustyczne, klasyczne formy. Nad całością wisi duch progresywnego rocka (dość długie, wielowątkowe kompozycje ze zmiennym tempem i różnymi klimatami), fusion a nawet progmetalu.
Ale to tylko pierwsze, dość uproszczone wrażenie. Bo gdy wsłuchamy się w poszczególne kompozycje znajdziemy w nich ambientowo – space’owe tła (kapitalnie wprowadzające w płytę Intro-Version), orientalizmy (The Living Rain), blues rock i jazz (Paralaxa Blues), flamenco (Flamenco Fusion) ale też wyciszone, ascetyczne, akustyczne granie w Hackettowskim stylu [Ad-Version I (Miniature), In-Version II (Nocturne)]. A gdy dodamy do tego aranżacyjne bogactwo wynikające z wykorzystania kontrabasu, duduka, konga, skrzypiec i saksofonu oraz z licznych gości (np. sam Wojciech Pilichowski, już niemalże legenda polskiego basu, współpracujący z największymi z kraju i ze świata, tu prezentujący choćby wirtuozerskie solo w Reckless) obraz płyty niejednorodnej, na swój sposób poszukującej i niebanalnej, mamy dość oczywisty. Do tego to płyta mająca w sobie sporo muzycznego powietrza i luzu, co przekłada się na jej improwizatorski charakter. Myślę, że jej granie sprawi muzykom, a i słuchającej publiczności, sporo frajdy. Ważne jest również to, że materiał został bardzo solidnie wyprodukowany i brzmi soczyście i przestrzennie. Rzecz dla fanów wirtuozerskiego gitarowego rocka spod znaku Satrianiego, Van Halena, czy Petrucciego. Choć nie tylko!