Można żartobliwie powiedzieć, że posada wokalisty brytyjskiej Areny to trochę takie „gorące krzesło”. Swoista legenda neoprogresywnego rocka w ciągu 27 lat istnienia dorobiła się dziesięciu albumów studyjnych i… pięciu wokalistów. Najpierw był John Carson a po nim kolejno Paul Wrightson, Rob Sowden i Paul Manzi. Pamiętam, że za każdym razem zmiana frontmana budziła wśród najwierniejszych fanów emocje i spory równe niemalże tym o „wyższości Fisha nad Hogarthem”. Dwa lata temu Paula Manziego zastąpiła chyba największa wokalna osobowość w historii Areny, sam Damian Wilson, znany najlepiej z Threshold, Landmarq, Headspace, współpracy z Rickiem i Adamem Wakemane’ami, Arjenem Anthonym Lucassenem, ale też i z solowych płyt oraz gościnnych udziałów, których nie sposób zliczyć. I nie ukrywam, że wśród moich muzycznych znajomych zasłyszałem sceptyczne głosy, jakoby głos Wilsona nie za bardzo pasował do Arenowej stylistyki.
Zatem od tego zacznę ocenę tej ostatniej płyty. Bo dla mnie wokal Damiana jest największą i absolutną wartością dodaną The Theory of Molecular Inheritance! Jego wysoki alei potężny jak dzwon głos podnosi tu kilka kompozycji o poziom wyżej. Bo nie czarujmy się, Arena prochu tu nie odkrywa, nie czyni żadnej stylistycznej wolty, niemniej wokalne formy Wilsona, raz to w przecudnej urody balladach, innym razem w patetycznych, wzniosłych kompozycjach o symfonicznym rozmachu, „robią robotę”.
A teraz krótko o muzyce. Wiem, że to mocno konserwatywny neoprog, niewiele wnoszący do stylu, jednak broni się dobrymi, wielowątkowymi kompozycjami, może bez finezyjnych struktur rytmicznych (jak to u nich), ale za to z bogatymi pasażami klawiszowymi Clive’a Nolana, solowymi i riffowymi partiami gitary starego wyjadacza, Johna Mitchella, czy naprawdę soczystym podkładem basowym Kylana Amosa. No i co najważniejsze, mają te utwory naprawdę świetne, nośne melodie, których dawno, w takiej ilości, nie było na ich płytach.
Moim zdaniem, pierwszych pięć zawartych tu utworów (Time Capsule, The Equation (The Science of Magic), Twenty-One Grams, Confession, The Heiligenstadt Legacy) to dla fana Areny swoiste „pół perfekcyjnej płyty”. Nieprzypadkowo dwie otwierające album piosenki, Time Capsule i The Equation (The Science of Magic), wykorzystano do promocji płyty i znalazły się w setliście najnowszej koncertowej trasy. Myślę, że z czasem mogą stać się koncertowymi klasykami zespołu. Jest też wśród tych pierwszych pięciu utworów przemagiczna, krótka, niespełna 3-minutowa ballada, Confession – prawdziwa perełka płyty. W drugiej części faktycznie materiał może momentami nużyć, jednak zespół kończy album z prawdziwą klasą, kapitalnym Life Goes On, rozpoczętym delikatnymi figurami pianina, imitującymi padający deszcz, później serwującym gitarową, solową tyradę Mitchella i wreszcie wokalny, wzniosły finał w postaci chóralnie śpiewanego refrenu.
Choć na The Theory of Molecular Inheritance nie brakuje mocnego gitarowego grania, to jednak jest to album bardziej stonowany, nawiązujący raczej do odległych neoprogresywnych czasów, niż mocniejszych, progmetalowych płyt, które to grupa miewała. Do tego został ubrany w niezwykłą, barwną okładkę (jedną z najlepszych w ich historii), odnoszącą się do niebanalnego lirycznego konceptu stworzonego przez Nolana, mającego qasi naukowy i filozoficzny iście wymiar.