“Inside of Emptiness”, czyli jak brzmi pustka?
Ikona Red Hot Chili Peppers, gitarzysta, któremu w odnoszącym sukcesy zespole najbardziej doskwierał... sukces. Człowiek nieznający ograniczeń, niegoniący za nieosiągalnymi wzorcami mimo wczesnych inspiracji Hendrixem i Zappą, niedoceniany wokalista i tekściarz. Oto John Frusciante i jego “Inside of Emptiness”.
Solowa kariera w przypadku Johna Frusciante wydawała się być czymś nieuniknionym. Bezpieczną przystanią, w której zmęczony światową sławą (dotknęła go już jako 18-latka, gdy dołączył do Red Hot Chili Peppers po śmierci Hillela Slovaka, gitarzysty tego składu i idola Johna) i walką z uzależnieniem mógł się na chwilę zatrzymać. Ale bynajmniej nie na odpoczynek. W jego solowej karierze rok 2004 był rokiem szczególnym - to wtedy podjął wyzwanie wydać sześć albumów w sześć miesięcy.
Odnaleźć siebie
Choć jest zazwyczaj kojarzony z funkowym graniem Frusciante solo dowodzi, że tkwi w nim muzyczna wrażliwość innego rodzaju. Zapytany przez Slovaka, czy ceniłby RHCP tak samo, gdyby tylko i wyłącznie grali na wielkich estradach, odpowiedział, że nie. Zdaniem Johna publiczność stojąc przy scenie w czasie mniejszych koncertów nie czuje bariery pomiędzy sobą, a zespołem. Solowe albumy Frusciante, mimo, że wydane po komercyjnym sukcesie RHCP, wydają się lepiej odpowiadać jego światopoglądowi.
“Inside of Empiness”, nagrywany analogowo i przy otwartych drzwiach by uzyskać efekt realizmu i przestrzeni, powstał w niecały tydzień.. Płyta, podobnie jak jej poprzedniczki, była realizowana w niewielkim, prywatnym studio, niezwykle tanio i prosto, na taśmie analogowej. Wszystko po to, by było jeszcze bardziej kameralnie.
Z Papryczkami w tle
Wiele utworów na płycie przynależy brzmieniowo jeszcze do lat 90. W nieskomplikowanym refrenie “What I saw” usłyszeć można naleciałości z “Polly” grunge’owej Nirvany, zaś samo riffowanie czasem kojarzy się z The Smashing Pumpkins. Jako solista Frusciante stylistycznie odbiega od Red Hot Chili Peppers, to nie zawsze jest w stanie uciec od pomysłów znanych z płyt tej formacji. W “Emptiness” partie wokalne przywodzą na myśl “By the way” z albumu RHCP o tym samym tytule.
Charakterystyczny sposób grania solówek przez muzyka, tak dobrze znany fanom z płyt Papryczek (prosty, czysty, ale też emocjonalny i melodyjny), mocno daje o sobie znać także w “Look On”, a “The World’s Edge” momentami brzmi jak niewydany nigdy “B-side” z “Californication”. Gdyby zadać sobie pytanie, jak brzmi pustka (tytułowe “Emptiness”), można więc dojść do wniosku, że ma w sobie coś z RHCP, choć zamysłem Johna było stworzenie albumu w stylu starych nagrań z lat 60., ale bardziej ze strony produkcji – stylistycznie sugerowanego „wczesnego rock’n’rolla” słychać jedynie w “Interior Two”.
Surrealizm i stary znajomi
Współpracujący w drugiej formacji Johna Ataxia Josh Klinghoffer, późniejszy gitarzysta Red Hot Chili Peppers, również zaangażował się w tworzenie “Inside of Emptiness”. Zagrał na perkusji, basie (z wyjątkiem “The World’s Edge” i “666”), klawiszach i gitarze. To jego autorstwa jest wyróżniająca się wśród wszystkich kompozycji lekko surrealistyczna, surf rockowa solówka w “Inside a Break”, jednym z najlepszych utworów na płycie.
Podobny efekt John starał się uzyskać w “A Firm Kick”, które brzmi jednak bardziej charakterystycznie. Gitarzystą prowadzącym na “666” (nie ma tu nawiązań do satanizmu, jest za to symbolika liczb: “Inside of Emptiness” nagrano w sześć dni, jest czwartą z sześciu wspomnianych wyżej płyt mających powstać w sześć miesięcy) został za to specjalista od rocka progresywnego Omar Rodríguez-López. Zdecydowana większość elementów albumu to jednak efekt pracy Frusciante, łącznie z projektem graficznym, produkcją i warstwą tekstową.
Wyśpiewać samotność
Do tej pory wokalnym talentem muzyka fani mogli cieszyć się tylko, gdy wspomagał Anthony’ego Kiedisa lub słuchając dokonań jego drugiej formacji Ataxia. W często czysto brzmiących, nieskomplikowanych, wolnych utworach na “Inside of Empiness” słychać, jak ważnym nośnikiem emocji jest głos Johna. Szczególnie jest to ważne, bo artysta nie unika trudnych tematów, jak strata dziecka w spokojnym, nostalgicznym “I’m Around” (“We'll never scale those heights again // We've lost our daughter // Let's plan to hide from all our friends // In silent waters), czy osobiste wyznania na “Scratches” (And I'm useless yes I'm useless”).
Dodatkowo emocjonalne połączenie falsetu z głębokim, męskim brzmieniem w stylu Glena Hansarda czy Eddiego Veddera przewija się przez cały album. Wpisane w koncepcję płyt jest też połączenie delikatności kompozycji z trudnymi linijkami wyśpiewanymi przejmującym wokalem.
Ciężka delikatność
Frusciante tłumaczy, że album jest mocny, ale w grzeczny sposób i według niego nawet delikatne rzeczy mają w sobie coś ciężkiego. Wspomniany “Scratches” – spokojny, ale niezwykle smutny utwór, to dla niego idealny przykład emocjonalnej ciężkości. Doskonały finał całej płyty.
“Inside of Emptiness”, choć jest albumem o przeciętnej długości (trwa 40 minut) zdaje się być miniaturą twórczości Johna Frusciante. Krótkie, w większości spokojne utwory, sprawiają wrażenie, że płyta kończy się wyjątkowo szybko. Nie znaczy to, że łatwo wymazać ją z pamięci. Ta płyta to idealna próbka wokalnego i instrumentalnego stylu muzyka, ale też obraz tkwiącego w nim ładunku emocjonalnego. Kluczem do zrozumienia tej wyjątkowej postaci, skromnego artysty i najlepiej zapamiętanego gitarzysty Red Hot Chili Peppers (do których niedawno powrócił!) jest połączenie muzyki z jego bogatą osobowością. To właśnie umożliwia odsłuch „Inside of Emptiness”.