Michel Delville, lider belgijskiej formacji jazz-rockowej The Wrong Object, wydał w ostatnich trzech miesiącach aż trzy płyty długogrające. Prawdziwy artysta na schwał.
Otóż w 25. rocznicę śmierci Franka Zappy ukazała się Zappa Jawaka, będąca hołdem Delville’a dla cenionej przez niego eklektycznej twórczości urodzonego w Baltimore muzyka i prześmiewcy. ZJ jest drugim tego typu aktem muzycznym w karierze gitarzysty z Liège. Pierwszym był wydany dwa lata temu pod nazwą Machine Mass Plays Hendrix album, jak sam jego tytuł wskazuje, poświęcony gitarowemu atlecie z Seattle. Jak PH zawierał wyłącznie instrumentalne interpretacje nagrań amerykańskiego mistrza gitary, które dalekie były od swych pierwowzorów, tak ZJ nie uwzględniał otwartej formy, gdzie improwizacja może trwać w nieskończoność, odbiegając swobodnie od tematu i zacierając przy tym skutecznie linię melodyczną utworów [1]. ZJ czaruje nas instrumentalno-wokalnymi popisami piątki z The Wrong Object, którzy postanowili odstąpić od naśladowania bełkotliwej maniery wokalnej mistrza absurdu i postawili na wyrazistość i krzykliwość w sumie przeciętnych głosów Francois Lourtiego i Antoine’a Gueneta.
Słuchając reinterpretacji wyjątków z przepastnej twórczości założyciela Mothers of Invention, odnoszę wrażenie, iż Delville urodził się po to, by na co dzień grać Zappę. Wszak i niedawno wydany Into the Herd oprócz kanterberyjskich wpływów muzycznych zdradza właśnie fascynację Delville’a Zappą. Drugi na tej płycie utwór, A Mercy, sprawnie odbija piłeczkę pingpongową od przeciwnika, któremu na imię Frank. Z kolei Frank Nuts to tytuł trzeciego numeru z poprzedniej znakomitej płyty kwintetu After the Exhibition. Tyle na temat Zappy u Belgów.
W twórczości TWO znajdziemy też inspiracje międzynarodowym Gongiem, bristolskim jazz-rockowym kwartetem Get the Blessing, czy niemieckim jazz-metalowym Panzerballet. Otwierający krążek Into the Herd tytułowy kawałek nosi ślady inspiracji poszarpaną muzyką ww. monachijskiego kwintetu oraz tradycyjną synkopą, jaką znajdziemy zarówno w standardowym jazzie, jak i współczesnym metalu ekstremalnym spod znaku Meshuggah. Karmazynowy Rumble Buzz podąża tą obraną jeszcze w 2013 przez TWO ścieżką, usypaną z tuzina cudzych pomysłów i zmyślnie sprofilowaną na nowo, w sposób podobny do tego, jak rewitalizuje się parkowe alejki, wysadzając je nie dojrzałym starodrzewem, a młodymi owocowymi sadzonkami. Delville tchnął ducha młodości i nowości w muzykę kwintetu, co poskutkowało oszlifowaniem jego kanterberyjskiego brzmienia, włączeniem weń śmiałych nowinek aranżacyjnych oraz stworzeniem wrażenia większej spójności i zgrania niż na poprzedniczce (After the Exhibition z 2013). Takie utwory, jak choćby Another Thing, Mango Juice, Many Lives przyozdobiono efektownymi partiami klawiszy, których jest tyle we współczesnym rocku progresywnym, co brudu pod paznokciem u dandysa. Zajmujące od zawsze pierwszoplanowe miejsce w muzyce Belgów ciekawe, melodyjne sola saksofonowe wciąż są w niej obecne. Te najpiękniejsze znajdziemy w dwóch kompozycjach Delville’a, Another Thing i Filmic, oraz Mango Juice Delchambre’a. W ostatniej z wymienionych dochodzi do popisowej potyczki saksofonów – sopranu i tenora – utrzymanej w klinicznym Coltrane’owskim zgiełku. Z kolei ostatni na płycie Psithurism chełpi się syntezatorowym solem, przywołującym na myśl poczynania artystyczne Roberta Frippa z jaszczurzego okresu King Crimson.
Into the Herd jest zdecydowanie najciekawszym zbiorem nagrań, jakie wyszły spod palców gitarzysty od czasu brawurowego After the Exhibition. W pewnym sensie zresztą dystansuje się od niego i stwarza wrażenie absolutnej nowości.
Niemal wraz z ukazaniem się Into the Herd online, pojawiła się na rynku wydawniczym płyta nowego projektu Belga The Gödel Codex sygnowana tytułem Oak. W skład grającego ambitny, eksperymentalny pop bandu – z licznymi odniesieniami do tzw. Canterbury scene, indie-rockowego Low, holenderskiego shoegaze’u Beequeen, Jima O’Rourke’a, Davida Sylviana czy efemerycznego tria Stimulus – obok Delville’a (The Wrong Object, Machine Mass, Doubt) wchodzą: Antoine Guenet (The Wrong Object), Etienne Plumer (Rêve d’Elephant, Animus Anima) oraz wyborowy noise-maker Christophe Bailleau.
Po zwięzłym rytmicznym Oak rozbrzmiewają nagle w The Needle’s Eye Delville’a znajome echa piosenek kanterberyjskich Roberta Wyatta (por. Soft Machine 2). Następna na płycie oniryczna ballada One Last Sound przywołuje na myśl stojącego przed mikrofonem z gitarą na kameralnej scenie i zawodzącego doń żałośnie Alana Sparhawka z amerykańskiej grupy folkowej Low. Oak zasadniczo przeplata błyskotliwe pop songi z niespokojnymi, posępnymi pomysłami z pogranicza rozrywki i awangardy Bailleau. Gdyby na przykład okrasić finałowy Lux 4 zimno-falowym głosem Victora Crowa, lidera brytyjskiej formacji Stimulus, mielibyśmy kolejny skok w bok popełniony na łonie sztuki.
Oak próbuje zapuścić korzenie w urodzajnej ziemi i przygotować grunt pod mające w niedalekiej przyszłości zakiełkować potencjalne przedsięwzięcia artystyczne kwartetu. Oak wprawdzie nie przypomina rozłożystego dębu Bartek, lecz jest dopiero pracującym na swoje imię podrostem, który skądinąd imponuje dużą biegłością i bezszelestną lekkością, z jaką porusza się po świecie muzyki rozrywkowej. Koniec końców Delville dostarczył skażonym wielkomiejskim hałasem uszom melomanów pożywki artystycznej, odpłacając im z nawiązką ostatnie pięć lat swojego niemal głuchego milczenia, przerwanego jedynie raz w połowie 2017 roku wydawnictwem Machine Mass Plays Hendrix.
[1] Leopold Tyrmand, U brzegów jazzu, Poznań 1992, s.15.