Za nazwą debiutującego Perfect Son kryje się Tobiasz Biliński, który na razie ma na koncie trzy płyty projektu Coldair. Uwagę zwrócił na siebie faktem, że jest pierwszym Polakiem (drudzy są od niedawna Trupa Trupa), który wydał album w legendarnej wytwórni Sub Pop Records, znanej ze współpracy z takimi gigantami jak Nirvana.
„Cast” jest muzyką przebojową. To tylko kwestia czasu, jak Perfect Son stanie się gwiazdą światowego formatu. Ma świetny materiał na debiut - muzyk zręcznie manewruje między wpadającymi w ucho singlami jak „Lust”, a wręcz uduchowionymi perłami jak „High Hopes” (nie, to nie jest cover). Całość oscyluje między rockiem a elektroniką dotkniętą palcem lat 80. z dodatkiem popowego sznytu.
Tobiasz Biliński jest artystą, który w przyszłości może wnieść sporo do muzyki. Już teraz słychać u niego swego rodzaju świeżość, jakiej nie uświadczy się w większości premier ostatniego czasu. Niemniej jednak, słychać inspiracje wspomnianymi latami 80. z klimatów Depeche Mode, czy tak różnymi zespołami jak Nine Inch Nails lub Anathema.
Pomimo hałaśliwej żywiołowości w „Cast” można znaleźć na niej coś jeszcze. Za ścianą muzyki przepełnionej młodzieńczą energią kryje się pewien rodzaj uduchowionej ciszy. To jak modlitewny azyl w pogrążonym w zgiełku świecie. To ślad głębokiej osobowości autora, który chce iść pod prąd w opozycji do jego rówieśników kopiujących swoich poprzedników.
Od teraz zamierzam uważnie obserwować rozwój kariery Tobiasza Bilińskiego, czekając na kolejne przełomy i pomysły, mając nadzieję, że właśnie obserwuję narodziny wielkiego muzyka. Ale to już czas pokaże.