Był rok 2006. Przeszukując internet trafiłam na zespół Falconer, którego nazwa nic mi nie mówiła. Na koncie mieli wtedy już 5 płyt. Po zapoznaniu się z ich zawartością stwierdziłam, że najlepszy z nich to debiut zatytułowany po prostu „Falconer” z 2001 roku. Tak naprawdę to zaczęło się od „Mindtraveller”, którą pobrałam ze strony grupy, a potem poszło jak z płatka. Najbardziej jednak uwielbiam albumy nagrane z Mathiasem Bladem na wokalu. Do Kristoffera Göbela nic nie mam, ale nagrania z nim nie miały takiego polotu i siły przebicia jak w przypadku tych z Bladem.
Na „Falconer” składa się 10 piosenek w stylistyce melodyjnego power metalu z tekstami związanymi z tematyką fantasy, bardzo magiczną, jak również tematami wziętymi ze średniowiecza. Takie radosne granie jest najbliższe memu sercu, choć uważam, że każda muzyka jest dobra, trzeba tylko się zagłębić w dany gatunek. Należy też wspomnieć, jakim świetnym kompozytorem jest Stefan Weinerhall, autor muzyki i tekstów na płycie. Bardzo optymistyczne, wesołe nuty biją z każdego utworu, są jak miód na uszy, balsam dla ciała – po prostu cudowne! Muzycznie Szwedzi nie odbiegają od innych kapel grających ten rodzaj metalu. Postawić ich można na równi z Gamma Ray, Sonata Arctica, czy HammerFall. Na szczególną uwagę zasługują: wspomniany „Mindtraveller”, szybko mknący „Royal Galley”, „Wings of Serenity”, ale innym numerom niczego nie brakuje, są równie udane jak te wyżej wymienione. Muzycy gwarantują słuchaczom dobrą zabawę w obcowaniu z ich albumem. Aż dziw bierze, że na początku XXI wieku powstały tak znakomite krążki. Już w 2000 roku ukazały się klasyki (chociażby „Brave New World” Iron Maiden), które zdominowały rynek muzyczny. Od tego czasu pojawiają się jak grzyby po deszczu coraz to nowsze zespoły grające power metal osadzony w tematyce fantasy. Wspomnę tu tylko kilka: Power Quest, Celesty, Fairyland, Wisdom. Falconer doskonale wpasował się w ten styl, a swoją muzyką urzeka coraz to nowe rzesze fanów. Swoim debiutanckim albumem postawili wysoko poprzeczkę, którą nie sposób przebić. Przy drugim krążku - „Chapters from a Vale Forlorn” możemy się równie dobrze bawić. Kiedy pojawił się Göbel czar prysł, zespół się nieco pogubił, ale i tak „Humanity Overdose”, „Night of Infamy”, „Child of the Wild”, „Ravenhair” uważam za piosenki godne uwagi. Kiedy w 2005 roku Blad wrócił do zespołu zrobiło się bardzo magicznie za sprawą „Northwind” i tak jest do dnia dzisiejszego. Szwedzi bawią się średniowieczną magią, powalając na ziemię każdego szanowanego fana power metalu muzycznymi rarytasami.
„Falconer” przebojowo wkroczył w nowy wiek i ugruntował wysoką pozycję grupy w świecie melodyjnego metalu. Jak na pierwsze wyjście z mroku zespół się postarał i wypuścił na rynek album, do którego chętnie wracam. Jest w nim wszystko, co powinno być: świetny wokal, doskonale brzmiące gitary i perkusja, do tego porcja klawiszy, które uzupełniają magiczność tej muzyki. To od tej płyty należy zacząć słuchanie Falconer. Myślę, że słuchacz wyłapie wszystkie te smaczki i będzie się nimi delektował do upadłego.