Płyta Honoris Causa Roku 2017.
Takie wyróżnienie.
Tytuł nowy, okładka nowa, ale materiał niekoniecznie.
Po sukcesie pierwszej płyty, która sprzedała się w imponującym nakładzie – coś koło pół miliona egzemplarzy, materiał na drugą płytę został sprzedany przez menago zespołu prywatnej firmie Vega, która z powodu braku dostępu do tłoczni i granulatu postanowiła to wydać tylko na kasecie magnetofonowej, jako RSC – „RSC”, znane też jako „RSC Kaseta”, albo „RSC 1984”, dla odróżnienia od debiutu. No i się ukazało, się sprzedało i papa. Przez ponad trzydzieści lat mogliśmy tylko sobie pomarzyć – ech, a może by tak wreszcie na kompakcie… Szczególnie, że kompaktową reedycję debiutu Polskie Nagrania wydało ze dwadzieścia lat temu.
Jednak na wiosnę zeszłego roku… Jest! Jak feniks z popiołów! Nakładem GADów ukazała się płyta CD zespołu RSC „Życie to teatr” – czyli cała druga płyta, plus trzy nagrania tzw. radiowe. Wreszcie CD! Entuzjazm może studzić jedynie fakt, że w większości nie jest to zgrane z taśm matek, bo taśm matek już dawno nie było, tylko z dobrze zachowanej kasety magnetofonowej. No i jakość jest też właśnie taka, albo niewiele lepsza. Ale jak się nie ma co się lubi… Co ciekawe, bonusy brzmią lepiej, bo one się zachowały na szerokiej taśmie radiowej.
Kiedy ukazywał się debiutancki album grupy, miała ona skompletowany i nagrany materiał na cały drugi – tylko czekał na wydawcę. I co ciekawe, w międzyczasie grupa zdążyła już nieco zmienić swoje oblicze. Debiut jeszcze tkwił w latach siedemdziesiątych – najlepsza płyta Kansas, jakiej Kansas nie nagrało – a dwójka to już były jednak lata osiemdziesiąte, przede wszystkim syntezatory mocniej wyeksponowane i bardziej eighties. Ale to już szczegóły. Najważniejsze było to, że sama muzyka nie odstawała od tej z pierwszej płyty. Gdyby porównać oba te krążki, to powiedziałbym tak – jedynka jest równiejsza, ale na dwójce są lepsze numery. Co może dziwnie zabrzmieć, bo na tej pierwszej jest chociażby „Aneks do Snu”, „Kradniesz mi moją duszę”, „Dzień na który czekam”, czy „Na długie pożegnania”. Ale na tej jest „Muzyka semaforów”, „Teatr pozorów(Życie to teatr)”, „Fabryka snów”, czy „Wolny będziesz szedł” – a to są killery… Drugi album RSC nie jest w całości aż tak dobry jak te wcześniej wymienione piosenki. Znalazło się tutaj kilka nieco słabszych utworów (dokładnie – słabszych na tle reszty) – ja nigdy nie mogłem specjalnie przekonać się do „Maratonu rockowego”, „Dopóki jeszcze grasz” też nie wzbudza we mnie jakichś szczególnie pozytywnych emocji, a „Melancholia” to taka skrócona i gorsza wersja „Dnia na który czekam”, chociaż to właściwie intro do „W oczekiwaniu na nikogo” – czyli jednego z najlepszych numerów RSC w ogóle. Ale jako całość – płyta wyśmienita, właściwie nie ustępująca debiutowi, a jeśli cokolwiek – to minimalnie. Słucha się tak samo szybko i przyjemnie. I też zaraz po zakończeniu ma się ochotę wcisnąć przycisk „play”, co by od początku wszystko poleciało.
W charakterze truskawki na torcie mamy bonusy – są to wcześniejsze, radiowe wersje trzech utworów – w każdym przypadku trochę inne. „Muzyka semaforów” jest bardziej rockowa, mniej syntezatorów, lepiej słychać gitary i skrzypce, moim zdaniem lepsza wersja niż albumowa. Odwrotnie z „Fabryką snów” – ta z albumu jest bardziej dynamiczna, niż ta pierwotna i bardziej mi się podoba. A „Życie to teatr”(*) jest po prostu inne – tam są całkiem inne wokale – nawet nie wiem, czy na pewno tam Działa śpiewa.
Dla ludzi z mojego pokolenia, którzy przy takiej muzyce dorastali w latach osiemdziesiątych – must have. Dla innych – dowód na to, że w Polsce kiedyś pisano dobre piosenki.
(*) – taki był pierwotny tytuł tego utworu, kiedy puszczano go w radiu w 1983 roku.