„Szwecja metalem żyje” - taka oto dewiza nasunęła mi się na myśl, gdy zerknęłam na narodowość członków Axenstar. Przez 49 minut na „Perpetual Twilight” przewija się cała gama power metalowych riffów, którymi muzycy nas raczą od pierwszych taktów „All I Could Ever Be”, aż do ostatnich dźwięków utworu tytułowego. Jednak słychać tu monotonność i brakuje jakiejkolwiek muzyki „od siebie”. Zespół niestety nie zdominował sceny power metalowej, gra dość przystępnie, ale bez jakichś rewelacji. Poznawszy późniejsze wydawnictwa doszłam do wniosku, że zespół gra tak samo, muzyka praktycznie niczym się nie wyróżnia. Niby jest ta power metalowa szybkość, teksty osadzone w świecie fantasy, ale po kilkunastu minutach słuchania robi się zbyt cukierkowato i bez entuzjazmu.
Grupa na „Far from Heaven” jasno postawiła sprawę: melodyjnie, szybko i na temat. To właśnie od tego albumu zaczęłam słuchać Axenstar, był to album bardzo wesoły, ale powalający w żaden sposób nie był. Fakt, były tam udane piosenki, ale brakowało chwytu reklamowego, który wywyższyłby Szwedów na bardzo dobry poziom, a tak – muzyka poprawna. Już kolejne dokonania nie porywały, były proste, radosne, zagrane zgrabnie, ale bez polotu. Rzec by się chciało „Panom podziękujemy”, ale pojawia się magnes, który przyciąga. Pomimo doświadczenia na scenie, Axenstar utorował sobie drogę do dosyć dobrego power metalu, ale jak wspomniałam - brak tu tego „czegoś”, co przykułoby uwagę słuchacza. Wypełniaczami utworów bym nie nazwała. Coś tam chłopaki mają do zaoferowania, ale mamy do czynienia ze zwykłymi melodiami i ze zbyt wygładzonym wokalem.
Ciężko jest mi ocenić „Perpetual Twilight” pod kątem muzyki na nim zawartej. Trochę to jednostajne i przeciętne. Już otwierający numer daje nam po czaszy swoją zabójczą szybkością, która jest jak najbardziej na miejscu. Dlatego stawia longplay w dobrym świetle. Dalej mamy w zasadzie niczym się niewyróżniający „The Cross We Bear”, trochę lepiej brzmiący „King of Tragedy”, nijaki „Scars”, energiczne „Enchantment” i „New Revelations”, instrumentalną miniaturę „Secrets Revealed”, szybko mknący „Confess Thy Sins” oraz „Perpetual Twilight” - zbytnio nieudane zakończenie całości. Nie wiem co dokładnie band miał do powiedzenia, ale im nie wyszło, choć na pewno się starali. Ciężka jest w tym przypadku ocena. Niby fajne granie, ale po kilku przesłuchaniach „Perpetual Twilight” jest po prostu nieprzystępny. Nie wiem, jeśli ktoś lubi power metal, może to przełknie. Ja nie widzę przyszłości dla Szwedów. Chyba, że się pozbierają i będą nagrywać płyty na poziomie. Dla zagorzałych fanów melodyjnego metalu.