Taki letni coming out.
Słucha się czasami strasznych pierdół, do których w lepszym towarzystwie aż hadko się przyznać. Ale nikt nie jest doskonały, jak powiedział Joe Brown do Jacka Lemmona w "Pół żartem, pół serio".
Jest kilku takich trochę paździerzowych i obciachowych wykonawców, do których mam pewną słabość, a których słucham potajemnie, żeby się Agnieszka z Tośką ze mnie nie nabijały. Jedną z takich płyt jest debiut Ery.
Na początku lat dziewięćdziesiątych pojawiła się moda na różnego rodzaju pseudo-klasyczne, popowe projekty, wykorzystujące formy rodem z muzyki klasycznej, na przykład chorały gregoriańskie. W takich wersjach serwowano nam już znane wcześniej wielkie przeboje typu na przykład „Brothers in Arms”. Troszkę wcześniej mieliśmy sporo płyt typu „Orchestral Works of...”, gdzie też odchodził muzyczny recykling, tylko w orkiestrowych aranżacjach. Zdarzały się też projekty całkowicie oryginalne, to znaczy bazujące na swojej muzyce. Pierwszym i chyba najbardziej znanym była Enigma, pod wodzą Marcela Cretu. Kilka lat później wystartowała Era, a dokładnie +eRa+, której szefem był Francuz Eric Levy. Można by było przy okazji wspomnieć też o Adiemusie Karla Jenkinsa, ale wydaje mi się, że to jednak był klasyczny easy-listening, a nie pop udający klasykę.
Za Enigmą nigdy nie przepadałem, ale Era mi się spodobała i to właściwie od początku, czyli od singla „Ameno”, a dokładnie od klipa do „Ameno”, który kręcił się po różnych muzycznych telewizjach. Klip jak klip (*), parę osób chodziło po górach, paru gości jeździło konno, ale muzyka była fajna – niezła melodia, ciekawe partie wokalne w chorałowym stylu. Widać nie tylko mi się to spodobało, bo utwór stał się szybko dużym przebojem. Taka ciekawostka – w roku 1998 Era „wystąpiła” w Sopocie. Ten cudzysłów nieprzypadkowo, bo jakaś grupa baletowa pokręciła się po scenie, tańcząc do muzyki z pierwszej płyty i udając, że coś tam śpiewają. Oglądało się to nawet przyjemnie, ale tak w ogóle było to jakieś kuriozum.
Cała, duża płyta nie był to na szczęście twór „Ameno” i wypełniacze, tylko trzeba powiedzieć, że przygotowano trochę sensownego materiału muzycznego. Jest jeszcze naprawdę bardzo ładne „Avemano”, chociaż trochę zepsute przez partię gitary, poza tym „Enae Volare”, pierwotna wersja „Mother”, połączona z „Sempire d’Amor”. Oczywiście nie zapominajmy, że cały czas jest to pop, tylko „podrasowany” klasycznie. Pewien problem jest jednak z tym, co znalazło się na płycie, bo jest co najmniej kilka wydań różniących się nieco zawartością i kolejnością utworów. Sam mam reedycję z 1998 roku, z 12 utworami, w tym remiksami „Mother” i „Ameno”, a bez „After Time”. To mieszanie utworami nie było najszczęśliwszym pomysłem, bo zaburzyło pewien pierwotny porządek na płycie – oryginalne wydanie otwiera utwór "Era", który idealnie pasuje na początek – patetyczna gitarowa ballada, wprowadzająca w klimat płyty. Wepchnięty pod jej koniec wydaje się tam zupełnie przypadkiem, nie na miejscu,. Z drugiej dołożenie nowych remiksów "Ameno" i "Mother" było całkiem dobrym pomysłem, przynajmniej w przypadku tego pierwszego – ta wersja podoba mi się bardziej niż pierwotna. Odwrotnie z "Mother" – nowa wersja jest niezła, ale ta wcześniejsza moim zdaniem jest nieco lepsza. Pewien problem tego krążka to wokale. Ale nie te chorałowe, klasyczne, tylko te popowe, piosenkowe. I też nie wszystkie – chodzi mi o Florence Dedam w „Mother” i Erica Geisena w „Cathar Rhythm” – są nadekspresyjni, przydałoby się im nieco umiaru. Ale jako całość debiut Ery to bardzo sympatyczne słuchadło i przyznam się bez bicia, że ostatnio słucham tego dosyć często. Całkiem dobre melodie, efektowne aranżacje – kupiłem to bez większych problemów. Poczucia obciachu też jakoś nie mam, bo to jednak całkiem dobry pop, dobrze zrobiony, starannie wyprodukowany, a nie jakiś jarmarczny badziew. Zresztą mam pewną słabość to takich quasi klasycznych form w muzyce rozrywkowej.
Niestety, tylko debiut wyszedł tak fajnie. Następne płyty są nudne jak flaki z olejem.
(*) – i w klipie, i na płycie można znaleźć nawiązania do katarów – średniowiecznego ruchu religijnego, szczególnie popularnego we Francji.